Jacek Wąsiński, który od 1993 r. prowadzi Leśne Pogotowie, niesie pomoc dzikim zwierzętom - rannym w wypadkach drogowych albo wskutek innego typu zdarzeń losowych.
Dziś trafiła do nas młoda sarenka - koziołek. Niestety była w stanie, którego nikt nie chciałby zobaczyć… Potwornie okaleczona, z wyrwanymi mięśniami na udach, rozerwanym odbytem i licznymi ranami na tylnych partiach ciała - informuje na Facebooku pan Jacek.
Jak się okazało, dzikie zwierzę zaatakowały psy biegające luzem w Chorzowskim Parku Śląskim.
Czytaj także: "Totalna anomalia". Sadownicy boją się o swoje plony
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy wyobrażacie sobie ten ból? Sarny, tak jak ludzie, odczuwają cierpienie. Ich układ nerwowy jest równie wrażliwy, ale instynkt każe im nie okazywać słabości, by uniknąć ataku drapieżników. Niestety, tym razem ucieczka nie wystarczyła - relacjonuje załozyciel Ośrodka Rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt.
Niestety, po konsultacji z weterynarzami trzeba było podjąć najtrudniejszą decyzję - uśpienie. Rany były zbyt rozległe. Zwierzę nie miało szans na życie bez bólu. Zdjęcia okaleczonego koziołka są bardzo drastyczne.
Jacek Wąsiński przypomina, że pies w lesie, na łąkach czy w parkach musi być zawsze na smyczy.
Spuszczony ze smyczy pies może popędzić za dzikim zwierzęciem, np. sarną jeleniem lub dzikiem. Może je wypłoszyć na ruchliwą drogę i spowodować kolizję z samochodem, co może skończyć się tragicznie (także dla właściciela czworonoga) - podkreślają pracownicy Lasów Państwowych.
Według prawa, w lesie psa należy trzymać na smyczy. Za nieprzestrzeganie przepisu z art. 166 Kodeksu wykroczeń grozi grzywna od 20 do nawet 5 tys. złotych.
Leśne Pogotowie to jeden z najstarszych i największych ośrodków dla dzikich zwierząt w Polsce. Przez 31 lat działalności ośrodek przyjął ponad 35 tysięcy dzikich zwierząt, ponad połowa z nich trafiła na wolność.