Poszkodowana w wypadku 17-latka zdecydowała, że ujawni w rozmowie z Faktem szczegóły zdarzenia ze stycznia 2023 roku. Grupa nastolatków wezwała policję, bo zauważyła, że w pobliżu ktoś podpala kable.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe wyzwania czy szanse- o zmianach podatkowych w 2025
Przyjechali policjanci. Byli wulgarni. Zaczęli sprawdzać dowody i pytać czemu podpaliliśmy te kable. Później zaczęły padać dziwne teksty w kierunku moim i koleżanki - mówi dziewczyna, która doznała m.in. wstrząśnienia mózgu oraz złamania nosa.
Policjanci mieli mówić, że "pokażą dziewczynom koguty", wspominali o "szczegółowej kontroli osobistej" i "trójkątach". Ostatecznie kazali 17-latce i jej 19-letniej koleżance wejść do radiowozu.
Nie zapięłam pasów, bo nie myślałam, że ruszymy. Policjanci jechali bardzo szybko. Jechaliśmy w stronę totalnego odludzia. Domyślam się tylko dlaczego - dodała młoda kobieta.
W pewnym momencie funkcjonariusz Janusz R. (który prowadził pojazd) stracił panowanie nad radiowozem i uderzył w drzewo.
Uderzyłam głową w przednie siedzenie. Miałam twarz we krwi. Funkcjonariusz kazał nam spier*****. Policjanci nie udzielili nam pomocy. Ja przeszłam dwie operacje. Oni są bezkarni - żali się rozmówczyni Faktu.
Jak doszło do wypadku?
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło w nocy z 2 na 3 stycznia 2023 roku. Funkcjonariusze, którzy doprowadzili do wypadku, jechali z nadmierną prędkością, używając sygnałów świetlnych z nieuzasadnionych przyczyn.
Jakub S., który był pasażerem radiowozu, musi przeprosić kobiety i zapłacić na ich rzecz odszkodowanie. Sąd uznał go winnym, ale umorzył postępowanie. Z kolei większe problemy będzie miał Janusz R.
Funkcjonariusz może odpowiadać m.in. za nieudzielenie pomocy poszkodowanym, nadużywanie uprawnień funkcjonariusza oraz spowodowanie wypadku.
Wobec obydwu policjantów toczy się również wewnętrzne postępowanie policyjne.