Ci, którzy oglądali "9 kompanię", pamiętają z pewnością scenę, w której przybyłemu do Afganistanu rosyjskiemu ochotnikowi wydana zostaje stara i niesprawna broń. Jego przełożony skomentował to z przekąsem: "Komu wojna, komu rodzona matka". Wyjaśnił ochotnikowi, że nowy automat, który miał trafić w jego ręce, może być już w zupełnie innym kraju.
Tak jest w przypadku niemal każdej wojny. Austriacki "Exxpress" przypomniał, że po wojnie w Jugosławii Europa została zalana bronią z wojskowych zapasów. Trafiała ona do grup przestępczych lub nawet organizacji terrorystycznych. Rozwój nowych technologii jeszcze bardziej ułatwia przestępczy proceder.
Portal opisuje, że w odmętach internetu kwitnie nielegalny handel bronią z Ukrainy. W darknecie można kupić broń i oporządzenie wojskowe, które pochodzi z terenów ogarniętych wojną. Mowa także o zachodnich dostawach wyposażenia. "Exxpress" powołał się na materiały jednego z rosyjskich kanałów w popularnym komunikatorze Telegram.
Według informacji tam zawartych, na czarnym rynku można kupić nie tylko kamizelki kuloodporne, ale także długą broń automatyczną, granaty czy... wyrzutnię Javelin! Rosjanie także przejmują broń utraconą przez Ukraińców. Nie jest problemem poinformować dowódcę o zajęciu pięciu egzemplarzy wyrzutni pocisków przeciwpancernych czy nawet przeciwlotniczych, a przy tym "zapomnieć" o jednej lub dwóch sztukach, które później można z zyskiem sprzedać. Poniższe zrzuty ekranu mówią same za siebie.
"Zagrożenie jest potworne"
Warto dodać, że w przypadku tego rodzaju transakcji często płaci się przy pomocy kryptowalut. Utrudnia to identyfikację zarówno dostawcy, jak i odbiorcy sprzętu. A odbiorcy mogą być różni - od grup przestępczych, przez terrorystów, aż do zajmujących się monitorowaniem nielegalnych działań służb bezpieczeństwa, także przecież zdających sobie sprawę z zagrożenia.
W wojennej zawierusze, gdy granica często znajduje się tam, gdzie akurat przebiega linia frontu, dużo łatwiej wywieźć z kraju uzbrojenie zakazane konwencjami międzynarodowymi. Tym bardziej, że Rosjanie okradają Ukrainę z czego się da i wywożą całymi statkami np. kradzione zboże. Na wypełnionym statku można ukryć co się tylko spodoba - kradzione pralki czy telewizory, ale i sprzęt oraz uzbrojenie.
Każda wojna, jak ta w Ukrainie, niesie zagrożenie, że ktoś będzie chciał zarobić nawet na legalnie kupowanej broni. W takich warunkach nie jesteś fizycznie w stanie zapanować nad takimi ilościami transportowanego uzbrojenia. Część broni zostanie utracona i zawsze jest pole do jakiegoś interesu - mówi portalowi o2.pl były funkcjonariusz kontrwywiadu wojskowego w stopniu podpułkownika.
Dodaje, że tego rodzaju proceder zawsze niesie niebezpieczeństwo, także dla Polski. Również i w naszym kraju są przedsiębiorstwa handlujące bronią. To też pole do nadużyć. Zagrożenie jest również także wywiadowcze. Jak tłumaczy były funkcjonariusz, wrogie służby mogą być wyczulone na wszelkie próby sprzedaży broni Ukrainie.
Wojenne potrzeby państwa są duże, a oficjalne procedury skomplikowane i złożone. Łatwo zatem próbować przyspieszyć coś lub obchodzić wymogi prawa, nawet w dobrej wierze. To zaś zawsze stać się może elementem nacisku i wpłynąć na funkcjonowanie struktur państwowych. Osoby i firmy handlujące bronią są pod obserwacją naszych służb. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której polski handlarz zostaje zaszantażowany przez służby rosyjskie.
A przecież przy okazji handlu bronią przepływają i inne rzeczy. Pojawia się temat prania pieniędzy, handlu narkotykami czy nawet ludźmi. Zagrożenie jest potworne - dodaje rozmówca o2.pl.
Sygnalizuje też jeszcze jeden problem. Polska przekazuje Ukrainie broń w sposób zorganizowany, państwowy. Za wschodnią granicę pojechały np. nasze armatohaubice Krab. Mogą one wpaść w ręce Rosjan dokładnie tak, jak w ręce Ukraińców przechodziło często najnowsze uzbrojenie rosyjskie. To daje już możliwość wglądu w tajemnice produkcji sprzętu, a co za tym idzie - neutralizację jego kluczowych walorów.
Wojna po wojnie
Obawy wyraża także dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej" Dawid Kamizela. Przypomina, że o ile np. polskie wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych "Piorun" są zabezpieczone przed niepowołanym użyciem, o tyle w Ukrainie jest cała masa starszego sprzętu, m.in. pocisków "Strzała" czy "Steinger", które mogą zostać wykorzystane do ataków na cele inne niż wojskowe.
Bardziej niż pociskami przeciwlotniczymi, które są bronią skomplikowaną w użyciu i wymagającą wojskowego przeszkolenia, martwiłbym się czymś innym - bronią strzelecką, granatnikami i materiałami wybuchowymi czy choćby zwykłymi noktowizorami. Przecież nawet rozminowanie Ukrainy - a Rosjanie zostawili tam dużo takich "niespodzianek" - to będzie sposób na pozyskiwanie i wprowadzanie na czarny rynek nielegalnych materiałów wybuchowych - mówi portalowi o2.pl Dawid Kamizela.
Chętnych będzie zapewne wielu - od wspomnianych już pospolitych przestępców, po międzynarodowych terrorystów. W Afganistanie wrócili do władzy talibowie. Wciąż istnieją i działają, choć na mniejszą skalę niż jeszcze kilka lat temu, al-Kaida i Państwo Islamskie. Pociski przeciwlotnicze czy granatniki przeciwpancerne w ich rękach byłyby zagrożeniem, jakie trudno nam sobie wyobrazić.
Teoretycznie taki obrót podlega bardzo ścisłej kontroli. Ale teoria sobie, a praktyka sobie. Realnie bardzo trudno jest zapobiec czarnorynkowemu handlowi bronią. W czasie wojny w Afganistanie Amerykanie przekazywali Afgańczykom broń do walki z ZSRR. Ironią losu było, że wiele lat później Afgańczycy tę samą broń wykorzystywali do walki z Amerykanami - dodaje emerytowany oficer kontrwywiadu płk Andrzej Skwarski.
Choć do końca wojny w Ukrainie wciąż zapewne daleko, już można przewidywać, że kiedy ucichną działa, rozpęta się kolejna "wojna", tym razem bardziej skryta. Stawką będzie odnalezienie i wydostanie tego uzbrojenia, które trafiło w ręce ludzi absolutnie niepowołanych do jego obsługi.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.