Bruno Muschalik wybrał się po zakończeniu studiów w podróż życia do Indii. Po powrocie miał podjąć pracę w renomowanej, międzynarodowej firmie z oddziałem w Krakowie. Wiadomo, że mieszkaniec Zabrza po przybyciu na miejsce pojechał z New Dehli do Manali. Potem miał udać się do doliny Parvati. - Jestem spakowany, niektóre ubrania zostawiam w pralni i wychodzę na autobus - ta ostatnia wiadomość od zaginionego pochodzi z 8 sierpnia 2015 roku. Tego dnia Bruno zniknął bez śladu. Ostatni raz widziano go w niewielkiej miejscowości Kasol.
Poszukiwania trwają już 9 lat. Pan Piotr, ojciec Bruna, osobiście się w nie zaangażował, przeznaczając na nie ogromne środki. Mężczyzna jeździł do Indii, wynajął również prywatnych detektywów, którzy pomagali mu na miejscu. Hipotez na temat zaginięcia było wiele. Pojawiały się informacje o dwóch turystkach z Izraela, które spotkać się z Brunem w miejscowości Leh. Inny trop prowadził do Manili. Opieszale działająca policja w końcu zatrzymała dwóch mężczyzn, którzy nagabywali turystów. Jeden z nich miał kontakt z Piotrem. Badania wariografem nie wykazały, by wiedzieli coś o losie Polaka.
Czytaj również: Miała pomagać Jaworkowi. Media: Zatrzymano kobietę
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaginięcie Bruno Muschalika. Kim jest tajemniczy świadek?
Dziewięć lat po zaginięciu syna pan Piotr w rozmowie z nami mówi, że wybierze się do Indii, jeśli to będzie niezbędne. W tej chwili trwają poszukiwania świadka, który się ukrywa.
Sąd stwierdził, że to w mojej gestii jest znalezienie tego świadka i wręczenie mu wezwania do sądu, co uważam za krzywdzące i nieprofesjonalne. Mam wrażenie, że sąd w Indiach chce tę sprawę zamieść pod dywan. Nie jest im na rękę, by odstraszać turytów, których przyjeżdża z Polski bardzo wielu - mówi nam pan Piotr Muschalik.
Rodzina Bruno Muschalika współpracuje z prokuraturą i próbuje uzyskać pomoc prawną, bowiem od niedawna Polska podpisała w tej sprawie porozumienie z Indiami.
Szczególnie zależy nam na tym, żeby profesjonalnie przesłuchać tego świadka. Okazało się, że sąd w Indiach robił testy na wariografie, ale z naszego punktu widzenia nie spełniają one procedur. Mamy dużo wątpliwości. Niestety, odbijamy się od ściany. Nie za bardzo chcą nam pomóc - mówi tata Bruna.
Czytaj również: Włoch szuka Polaka. Ma dla niego 5 tys. euro
Pan Piotr wynajął detektywa, który szuka zaginionego świadka. Kim jest ten mężczyzna? Wiadomo, że to obywatel Indii, który zachęcił Bruna do wyjazdu do tego kraju. Kontaktował się z zabrzaninem jeszcze przed wylotem. Miał mu załatwić nocleg. Chciał się zaprzyjaźnić z Polakiem.
Okazało się, że to zwykły naciągacz turystyczny. W naszej opinii on wie, co się stało. Trudno od niego to wyciągnąć, bo nikt go nie przycisnął podczas przesłuchania. Wszystkie jego zeznania przez lata mają duże nieścisłości, wykluczają się wzajemnie, są nielogiczne - twierdzi pan Piotr.
Wspomniany świadek miał być przesłuchiwany przez policję i sąd. Trafił nawet do aresztu, jednak został wypuszczony na wolność. Ostatnie lata to niestety batalia urzędowo-sądowa. Mimo tego rodzina mężczyzny się nie poddaje.
Tata Bruna nie traci nadziei. Apeluje do turystów
Nadzieja, wiara. To są takie rzeczy abstrakcyjne. Mnie bardziej interesują konkretne fakty. My nie odpuszczamy - mówi pan Piotr zapytano o to, czy ma nadzieję na odnalezienie syna.
Mężczyzna liczy, że rozgłos medialny, jaki ma ta sprawa, przyczyni się do odnalezienia Bruna. Apeluje do osób, które przebywają w Indiach lub będą się wybierały do tego kraju w najbliższych tygodniach i miesiącach, aby miały oczy szeroko otwarte.
Być może ktoś napomknie cokolwiek o tej sprawie podczas przypadkowej rozmowy. Jeśli jakiś turysta wie cokolwiek o sprawie Bruna, to będzie w stanie to powiązać i będzie wiedział, gdzie należy się zgłosić - mówi nasz rozmówca. - Może ktoś natrafi na jakąś wzmiankę. To poszerza nasz krąg możliwości - dodaje na koniec.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl