W środę wieczorem Rosjanie po raz kolejny ostrzelali dzielnicę mieszkalną w Charkowie. Początkowo władze miasta informowały, że w wyniku ataku zginęło 6 osób, a 16 zostało rannych. W czwartek rano poinformowano, że bilans ofiar śmiertelnych wzrósł do siedmiu.
Mieszkańcy nie mogli usłyszeć alarmu
Na miejscu cały czas trwa akcja ratunkowa. Służby wyciągają spod gruzów domu rannych mieszkańców. Jak przekazał mer miasta Igor Terechow, Rosjanie użyli pocisków Kalibr. W trafionym budynku mieszkało ponad 30 osób, w tym emeryci i dzieci.
Jak dodaje doradczyni mera Charkowa Natalia Popowa, był to akademik dla osób z wadami słuchu. Podkreśliła, że niektóre ofiary nie mogły słyszeć nawet dźwięku nalotu, ponieważ osoby mieszkające w domu miały problemy ze słuchem. Teraz ludzie, którzy są pod gruzami, nie mogą odpowiedzieć na krzyki ratowników.
Rosjanie spłoniecie w piekle. Wśród ofiar są ludzie, którzy nie słyszą i nie mówią. Wcześniej byli wśród tych, którzy otrzymali pomoc na miejscu, czekamy na informacje ze szpitali. Nie mogli nawet usłyszeć alarmu - napisała Popowa.
Czytaj także: Kłopot armii Putina. Na 110 lat od "Rozkazu 397"
Ukraińskie władze apelują o pomoc
Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba podkreślił na Twitterze po środowym ataku, że Rosja wciąż zabija ludzi w centrum Europy i zaapelował do świata o jak największą pomoc wojskową, gdyż jest to jedyny sposób, by powstrzymać Rosję.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nazwał zdarzenie "podłym i cynicznym atakiem na cywili".
Kiedy słyszysz o charkowskiej Sałtiwce, znów czujesz ten ból. Ból dla całej Ukrainy. Ból dla Charkowa. [...] Podły i cyniczny atak na cywilów, który nie ma uzasadnienia i demonstruje bezsilność agresora. Nie wybaczymy, zemścimy się - napisał na Instagramie.