Do bulwersującego zdarzenia doszło w nocy z 30 na 31 grudnia 2023 roku w Warszawie, niedługo po północy. Daniel Stępkowski został zaatakowany w swoim mieszkaniu, w wielorodzinnym bloku w dzielnicy Wola. Napastnik najpierw zaczął dobijać się do jego drzwi, a następnie wtargnął do środka i z premedytacją go pobił.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że agresor przebywał na urodzinach jednego z mieszkańców w bloku. Tak przynajmniej twierdzili funkcjonariusze, którzy rozmawiali między sobą o sprawie. Wiadomo na pewno, że próbował dostać się wyłącznie do mieszkania poszkodowanego.
Sterroryzował Polaka. Groził, że zabije
Obcokrajowiec nie tylko zaatakował samego Daniela Stępkowskiego, ale również jego rodzinę. Do dwuletniej córki i żony ofiary zdarzenia krzyczał, że je zabije. Emocje rosły z każdą sekundą.
Żona z córką uciekły do innego pokoju, a mi udało się wypchnąć mężczyznę z domu – relacjonuje nam pan Daniel.
Efekt? Rozsierdzony i pobudzony Anglik wyrwał próg z drzwi mieszkania swojej ofiary i zrobił dziury w antywłamaniowych drzwiach. W międzyczasie przerażony pan Daniel zaczął dzwonić po policję.
Wezwałem policję, ale nie dostałem żadnej informacji, że agresor został zatrzymany. Dopiero po kilku telefonach i czterech godzinach spędzonych bez snu, w stresie, dowiedziałem się od kolejnego wysłanego do nas patrolu, że jesteśmy już bezpieczni – tłumaczy Stępkowski. To wtedy, podczas rozmowy z funkcjonariuszami, dowiedział się, że agresywny obcokrajowiec został zatrzymany.
Policjanci bagatelizują sprawę? Tak uważa ofiara pobicia
Daniel Stępkowski twierdzi, że chciał złożyć zeznania już podczas wizyty patrolu. Według jego relacji policjanci nie przyjęli zgłoszenia o przestępstwie i kazali udać się do Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV w celu złożenia zeznań. Funkcjonariusze widzą przebieg zdarzeń inaczej. Dość kuriozalnie tłumaczą, że Daniel Stępkowski zgłosił policji "stukanie do drzwi".
Do policji wpłynęło zgłoszenie dotyczące "stukania do drzwi". Policjanci podejmujący interwencję ustalili, że powodem wezwania była sprzeczka, do jakiej doszło pomiędzy dwoma mężczyznami. Zgłaszający informował, że został uderzony przez mężczyznę, który również miał kopać w jego drzwi – tłumaczy nadkom. Marta Sulowska z warszawskiej policji.
Zapytaliśmy przedstawicieli warszawskiej policji czy drzwi z wyraźnymi dziurami wyglądają na takie, w które ktoś "kopał". Usłyszeliśmy, że "podczas przyjmowania zawiadomienia od pokrzywdzonego uzyskali informację nt. uszkodzonych drzwi. Następnie zostały przeprowadzone oględziny drzwi przez technika kryminalistyki, które wskazały na inne uszkodzenia".
Czytaj także: Grasuje po Katowicach. "Przykleja się do swojej ofiary"
Policjanci uważają, że Daniel Stępkowski nie chciał od razu złożyć zawiadomienia, a zrobił to dopiero następnego dnia, z własnej woli.
Zgłaszający podczas interwencji nie wykazywał chęci złożenia zawiadomienia o przestępstwie, a z okoliczności towarzyszących i ustaleń policjantów nie wynikało, aby doszło do zaistnienia przestępstwa ściganego z urzędu. O sposobie i zakończeniu interwencji funkcjonariusze poinformowali zgłaszającego – dodaje nadkom. Sulowska.
Taka interpretacja zdarzeń oburzyła ofiarę zdarzenia. Daniel Stępkowski złożył oficjalną skargę na postępowanie policji, a także na dalsze postępowanie w śledztwie. Mówi nam też, że policjanci opowiadają "bzdury".
Bzdura. Policjanci kłamią. Chciałem złożyć od razu zawiadomienie na policji, ale patrol poinformował, że mogę to zrobić tylko na komendzie. Udałem się więc chwilę po zdarzeniu na komendę. Tam spędziłem pięć godzin. Nikt nie chciał przyjąć zgłoszenia. Policjanci tłumaczyli się brakiem ludzi. Ostatecznie kazano mi przyjść kolejnego dnia – opisuje Stępkowski. Do złożenia zawiadomienia doszło ostatecznie 31 grudnia.
Mężczyzna skarży się, że postępowanie policji było "lekceważące" i nikt nie informował go o postępach w śledztwie. Faktem jest, że dopiero od nas dowiedział się, która prokuratura zajęła się postępowaniem w jego sprawie.
Co z Anglikiem, który napadł na Daniela Stępkowskiego?
Wiele wskazuje na to, że obywatelowi Wielkiej Brytanii (to policji udało się ustalić, bo po zdarzeniu został przewieziony na izbę wytrzeźwień) nic na razie nie grozi. Mężczyzna legalnie wyjechał do swojego kraju. Nie został najpewniej nawet przesłuchany. Tak przynajmniej mówi nam Daniel Stępkowski.
Wiem, że policja zawiozła tego człowieka na izbę wytrzeźwień i wypuściła kolejnego dnia. Nie dopatrzyli się w jego czynach przestępstw ściganych z urzędu. Na kolejnym spotkaniu z policją dowiedziałem się, że po wyjściu z izby, mężczyzna wyjechał do Wielkiej Brytanii. Nikt go nie zatrzymał ani nie przesłuchał w sprawie przestępstw, których się dopuścił. Teraz prowadzą postępowanie w sprawie naruszenia miru domowego. Kpina – oburza się Stępkowski.
Ofiara zdarzenia dodaje, że w ciągu kilku miesięcy od sprawy dostał jedno wezwanie "na okazanie wizerunku obywatela Wielkiej Brytanii". Wersję Stępkowskiego pośrednio potwierdzają warszawscy policjanci. Uważają jednak, że to sam mieszkaniec Warszawy złożył zawiadomienie o naruszeniu miru domowego.
Skutkiem złożonego zawiadomienia było wszczęcie dochodzenia, w ramach którego powołano biegłego w celu stwierdzenia stopnia obrażeń u zgłaszającego. Biegły w swojej opinii wskazał, że obrażenia, których doznał w/w naruszają czynności narządu ciała na czas poniżej dni siedmiu – mówi nadkom. Marta Sulkowska.
Policja nie chce ujawnić szczegółów śledztwa. Nie dowiedzieliśmy się m.in. czy funkcjonariusze znają miejsce zamieszkania Anglika, czy został przesłuchany i czy ewentualnie jest taki plan. Wiadomo, że sprawę nadzoruje Prokuratura Rejonowa Warszawa - Wola.
Postępowanie prowadzone jest jednak "w sprawie" (prokuratura informuje nas, że z z art. 193 k.k., art. 190 par. 1 k.k., art. 288 par. 1 k.k. oraz art. 157 par. 2 k.k.), co oznacza, że nikt nie usłyszał zarzutów. Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że to próba "zakopania" całej sprawy.
Daniel Stępkowski mówi nam jednak, że nie ma zamiaru odpuścić. Skarga to początek. Chce, aby sprawa wybrzmiała w mediach. Nie wyklucza, że "wykorzysta wszystkie kroki prawne, aby domagać się sprawiedliwości". Ma obdukcję i jest dobrze przygotowany do batalii z funkcjonariuszami. Z przykrością stwierdza, że zdarzenie z grudniowej nocy bardzo wpłynęło na jego życie.
Byliśmy otwartymi ludźmi, teraz zamykamy się w domu i oglądamy za siebie. Nie mam też za grosz zaufania do służb. Uważam, że cała ta sytuacja pokazała, że więcej wysiłku włożyli w to, aby nam nie pomagać, niż żeby nam pomóc. Nie wiem, co zrobić, jeżeli jeszcze spotka mnie taka sytuacja – kończy rozmowę z nami Daniel Stępkowski.
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy przedstawicieli Komendy Głównej Policji oraz MSWiA. Do sprawy wrócimy.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl