W piątkowy wieczór uzbrojeni napastnicy otworzyli ogień do zgromadzonych ludzi na koncercie w hali koncertowej Crocus City Hall w podmoskiewskim Krasnogorsku. W budynku doszło do eksplozji oraz wybuchł pożar. Odpowiedzialność za atak wzięło na siebie tzw. Państwo Islamskie.
Do tej pory liczba ofiar śmiertelnych zamachu przekroczyła już 130. Rosyjskie FSB poinformowało, że zatrzymano 11 osób, w tym cztery, które bezpośrednio brały udział w zamachu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w rozmowie z reporterami "Faktu", skomentowała możliwe konsekwencje piątkowego ataku:
Ten zamach może zostać propagandowo wykorzystany do tego większego procesu, który i tak się już dzieje — mówi była ambasador.
Po kilkunastu godzinach od tragedii w Crocus City Hall, niezależni rosyjscy dziennikarze poinformowali, że Kreml nakazał mediom państwowym sugerowanie, że Ukraina jest powiązana z atakiem. Na efekty nie trzeba było długo czekać. RIA Novosti przekazała, że terroryści mieli "kontakty po stronie ukraińskiej". Z kolei Władimir Putin oskarżył Ukrainę o przygotowywanie drogi ucieczki dla zamachowców.
Była ambasador RP w Rosji zwraca uwagę, że zamach ten jest świadectwem wewnętrznej słabości kraju.
Kraj, który jest agresywny, a równocześnie ma wewnętrznie dużą słabość. Bo dopuszczenie do takiego ataku albo wygenerowanie go, cokolwiek tam stoi u podstaw, to jest pokazanie wewnętrznej słabości Rosji. (...) A agresywny, zmilitaryzowany, wewnętrznie słaby kraj - to jest dla Polski bardzo niebezpieczne — wskazuje "Faktowi".
Obecna ministra funduszy i polityki regionalnej podkreśla, że Polacy nie mają powodu do paniki, ale sytuacja ta wiąże się z ogromną odpowiedzialnością dla rządzących:
Koalicja musi działać bardzo odpowiedzialnie, spójnie. Bo w takich czasach potrzebny jest stabilny i efektywny rząd — podsumowała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.