Khrystyna pochodzi z Doliny, miejscowości położonej w obwodzie iwanofrankiwskim. Z rodzinnego miasta wyjechała już cztery lata temu. Zamieszkała w Krakowie, gdzie dostała pracę. Tutaj także mieszka jej chłopak.
24 lutego 2022 roku Khrystyna była jednak w Kijowie. Właśnie tego dnia Rosjanie rozpoczęli pełnoskalową inwazję na Ukrainę. - Poleciałam tam samolotem na targi z pracy. Byłam wtedy zatrudniona w firmie handlowej w Krakowie. Do Polski planowałam wrócić w piątek 25 lutego, a w czwartek wybuchła wojna - mówi ze łzami w oczach w rozmowie z o2.pl.
Tamtego dnia spałam w hotelu w pokoju na 23. piętrze, gdy nagle nad ranem obudził mnie telefon od chłopaka z Polski. Byłam zdziwiona, dlaczego kontaktuje się o tak wczesnej porze. Powiedział mi, żebym natychmiast uciekała z Kijowa, bo podobno Rosja napadła - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Khrystyna nie chciała w to wierzyć. Rozłączyła się i zaczęła przeglądać internet. Sprawdziła też telefon, a tam czekało na nią kilkadziesiąt wiadomości na Messengerze. Spojrzała za okno, gdzie dostrzegła w oddali pierwsze smugi dymu.
Szybko skontaktowała się ze znajomymi, z którymi była w delegacji służbowej. - Koleżanka akurat nocowała w pokoju hotelowym, gdzie miała idealny widok na Boryspol. W oddali zauważyła potężny wybuch. Zdecydowaliśmy się na natychmiastową ucieczkę z Kijowa. Spakowaliśmy się w kwadrans - relacjonuje.
Razem z kolegami z pracy Khrystyna próbowała wynająć taksówkę. Chcieli bowiem całą grupą czym prędzej dotrzeć do Lwowa. Niestety, już nie było to możliwe. Poprosili więc o pomoc w transporcie przypadkowych wystawców, których poznali na targach. Oni wzięli ich do swojego busa. Jak dodaje, jechali z szybkością ok. 7 km na godzinę.
Wystartowaliśmy spod hotelu o 8 rano, a dopiero o 18 wyjechaliśmy poza Kijów. Takich korków jeszcze nigdy nie widziałam - wspomina.
Piesi poruszali się szybciej niż ci, którzy podróżowali samochodem. - Towarzyszyło nam potworne przerażenie, strach i lęk. Płakaliśmy. Modliliśmy się. Widzieliśmy pociski, słyszeliśmy wybuchy. Martwiliśmy się o nasze rodziny - wspomina.
Co pół godziny dzwoniłam do rodziców do Doliny i informowałam ich, że jeszcze żyję. Sytuacja w Kijowie była tego dnia dramatyczna. Najgorszy widok to czołgi jadące w obie strony ulicy oraz maszerujący żołnierze. To wzmacniało panikę - tłumaczy Ukrainka.
Khrystyna wraz ze znajomymi dotarła tak do Tarnopola, a stamtąd do Lwowa zabrała ich matka koleżanki. W tym mieście znaleźliśmy się dopiero o 8 rano w piątek 25 lutego.
- Byłam wykończona, nie wiem, jak stałam na nogach. Po kilku godzinach odpoczynku wsiadłam wraz z kolegami z pracy do specjalnie wynajętego autobusu i wróciliśmy do Krakowa. Udało nam się też po drodze zabrać z Ukrainy moją młodszą siostrę - relacjonuje.
Khrystyna martwi się o ojca. "Mój tata walczy na wojnie"
Khrystyna mówi w rozmowie z o2.pl, że zaraz po wybuchu wojny jej tata dobrowolnie zgłosił się do wojska. Nie mógł patrzeć, jak Rosjanie niszczą kraj, w którym się urodził. Na front trafił miesiąc później. Do dziś walczy. Mężczyzna uczestniczył także w obronie terytorialnej Doliny.
Dzisiaj ma 48 lat, chce walczyć o niepodległą Ukrainę. Wierzy w zwycięstwo. Każdego dnia wraz z mamą i siostrą bardzo boimy się o jego życie, ale też jesteśmy dumne z takiej bohaterskiej postawy - wyjaśnia.
Młoda Ukrainka dodaje, że wielokrotnie proponowała swojej mamie, by przyjechała do Krakowa. Ta jednak nie chce o tym słyszeć. - Jej serce jest w kraju ojczystym, a ja to rozumiem. Co nie zmienia faktu, że bardzo się o nią martwię - nadmienia.
Jak dodaje Khrystyna, wojna zmieniła wszystko w Ukrainie. - W ciągu minionego roku walk byłam w domu rodzinnym tylko jeden raz, tuż przed Bożym Narodzeniem. Podróż do ojczyzny wspominam niezwykle przytłaczająco. Wszędzie na ulicach teraz wiszą bilbordy o pomocy potrzebującym. Na drogach widać wojsko, mnóstwo budynków już nie istnieje. Ludzie inaczej myślą, stracili dawny optymizm - wyjaśnia.
Nie obchodzimy już świąt, tak jak dawniej. Było Boże Narodzenie, niebawem nadejdzie Wielkanoc, ale to nie jest radosny czas. Skupia się na wymiarze duchowym i modlitewnym. Nie siedzimy przy suto zastawionym stole. Nie cieszymy się, bo brakuje nam taty - dodaje.
Khrystyna pomimo trudnych doświadczeń wierzy, że wojna zakończy się jeszcze w tym roku. - Jestem pewna, że tak się stanie. Ukraina zwycięży. Nie ma innej opcji. Nasz naród nigdy się nie podda. Dziękuję wszystkim Polakom za to, co już zrobili i nadal robią dla Ukraińców. To coś pięknego. Macie wielkie serca - nadmienia.
Młoda kobieta ciepło wypowiada się też o niedawnej wizycie w Kijowie prezydenta USA Joe Bidena. - Ukraińcy czują wdzięczność za ten krok. To wielki znak dla Putina, Rosji i dla całego świata. Na pewno przyniesie on pozytywny efekt dla ogarniętej wojną ojczyzny. Nie jesteśmy sami, idą z nami Polska i Stany Zjednoczone. Damy radę! - podsumowuje.
Czytaj więcej: Opcja koreańska w Ukrainie? Oto co knuje Rosja