Sprawę nagłośnili dziennikarze "Uwagi" w telewizji TVN. Reporterzy programu odwiedzili pana Dawida, który zawiózł swojego ukochanego psa na profesjonalne szkolenie, a po kilku dniach odebrał martwe zwierzę.
Tutaj rozpoczynają się problemy psiego trenera, emerytowanego policjanta Marka S. Trener przekonuje, że pies padł nagle. Biegli orzekli natomiast zupełnie co innego - czworonóg miał wiele urazów wewnętrznych i mógł konać w męczarniach.
W tym samym dniu, kiedy oddawałem psa treserowi, miał szczepienie poprzedzone badaniem u weterynarza. Stan jego zdrowia był idealny. Do dziś mam wyrzuty, że zaufałem temu człowiekowi i oddałem mu swojego psa - wyznaje Dawid Kłusek, właściciel amstaffa.
Kim jest psi trener?
Na ciele 8-miesięcznego amstaffa, którego właściciel oddał na szkolenie trenerowi Markowi S., nie było żadnych widocznych obrażeń. Psi trener to starszy, emerytowany policjant, który w przeszłości szkolił policyjne psy.
To był starszy pan, który wzbudził moje zaufanie. Mówił, że szkolił psy policyjne, dla straży, i robi to od ponad 20 lat. Uśpił moją czujność całkowicie (...) – Pies miał zostać na szkoleniu około 7-8 tygodni. Już po dwóch dniach tęskniło mi się za nim i chciałem przyjechać. Wtedy ten pan powiedział, że zaburzyłbym jego cykl treningowy i przekonywał, że najwcześniej mogę zobaczyć psa po dwóch tygodniach. To był mój błąd - przyznał w rozmowie z "Uwagą".
Według relacji właściciela czworonoga, pies umierał w męczarniach. Odbite nerki, pęknięta wątroba, odbita tchawica, krew w płucach, stłuczony mózg. To się nie wzięło od jednorazowego uderzenia.
Czytaj także: Chiny reagują na wojnę na Ukrainie. Inna taktyka niż USA
Psi trener, Marek S., dalej przekonuje, że psu nie działa się żadna krzywda, a nagłą śmierć zwierzęcia tłumaczy ugryzieniem kleszcza. Prokuratorzy zastosowali wobec niego dozór policyjny oraz zakazali mu prowadzenia szkoleń psów. Do sądu trafił już akt oskarżenia w tej sprawie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.