Rosyjscy jeńcy schwytani podczas walk we wschodniej Ukrainie opowiedzieli o tym, jak naprawdę wygląda "szkolenie" przygotowane dla poborowych i co dzieje się w rosyjskiej armii. Jak dowódcy oszukują swoich ludzi, jak szykują do walki i ślą wprost na śmierć, w kolejnych falach bezwzględnych "mięsnych szturmów".
Ta taktyka była niezwykle popularna podczas II wojny światowej. W Rosji działa do dziś.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przed rokiem, gdy toczyła się bitwa o Bachmut i Rosjanie ponosili ciężkie straty, dowódcy zgodzili się na metodę znaną dekady temu. Podczas II wojny światowej Rosjanie nie mieli zrazu ciężkiego sprzętu, nie mieli zbyt dużo amunicji i brakowało im nawet broni. Ale mieli miliony żołnierzy, których słali na rzeź przeciw Niemcom.
I tak kosztem życia milionów ludzi zdołali ruszyć na zachód, wypierając nazistów.
Teraz znów "mięsne szturmy" stały się znakiem rozpoznawczym armii Władimira Putina. Kreml godzi się na okrutną dla swoich żołnierzy taktykę, byle armia posuwała się naprzód. Tak było w Bachmucie, gdzie Jewgienij Prigożyn i Grupa Wagnera zdobyli miasto kosztem dziesiątek tysięcy zabitych ludzi i ogromnych strat w sprzęcie.
Dziś ta sama taktyka stosowana jest przez Rosjan na Zaporożu, w Awdijiwce oraz Krynkach. Rosyjscy żołnierze opowiadają w niewoli o "atakach mięsnych". O tym, jak szkoli się ich niecałe dwa tygodnie po wcieleniu do wojska, które jest przymusowe i przed którym ciężko uciec. O tym, że strzelają dwa, może trzy razy na poligonie, a potem trafiają na front. Tam dowódcy zapewniają, że mają pozostać tylko w okopach i dostaną zmianę.
Ale to kłamstwo, po dwóch-trzech dniach ślą żołnierzy na front i prosto na śmierć. Tych zginęło już ponad 360 tysięcy, co oznacza, że to jedna z najkrwawszych wojen w całej historii Rosji. Do końca tego roku może stracić życie nawet pół miliona okupantów.