Wszystko zaczęło się w środowy wieczór, kiedy pasażerowie zebrali się na lotnisku w Goleniowie, aby wyruszyć w podróż do Krakowa. Choć początkowo wydawało się, że lot odbędzie się zgodnie z planem, już na dwie godziny przed startem pojawiły się pierwsze problemy.
Część pasażerów otrzymała informację o opóźnieniu lotu. Przyczyną opóźnienia, jak się okazuje, była seria problemów operacyjnych, które dotknęły samolot Ryanair kursujący tego dnia po różnych lotniskach Europy.
Ustaliłam, że samolot latał tego dnia po całej Europie i na którymś etapie miał opóźnienie. W związku z tym posypała się cała siatka połączeń. Do Szczecina samolot leciał z Krakowa i tam miał z nami wrócić. Zamiast po godz. 23 mieliśmy wylecieć o godz. 0.50 [już w czwartek - red.]. Ludzie byli na to przygotowani. O wpół do pierwszej wsiedliśmy już nawet do samolotu, który został zamknięty, schody odjechały - mówi cytowana przez "Gazetę Wyborczą" pani Magda.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pilot poinformował, że lotnisko w Krakowie jest już zamknięte
Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z nowym planem – pasażerowie wsiedli do samolotu, drzwi zostały zamknięte, a schody odsunięte. Jednak wkrótce sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu.
Pilot poinformował, że lotnisko w Krakowie jest już zamknięte i nie może przyjąć samolotu, dlatego rozważano skierowanie lotu do Katowic. Rozpoczęły się negocjacje, aby umożliwić lądowanie w Krakowie, jednak trwały one na tyle długo, że kontroler lotów na lotnisku w Goleniowie, którego dyżur miał się zakończyć, nie mógł dłużej czekać.
Po jakichś 45 minutach siedzenia w dusznym samolocie, do wejścia znów podjechały schody i obsługa kazała wszystkim wysiąść. Nie muszę chyba mówić, jaka w międzyczasie była atmosfera. Matki z płaczącymi ze zmęczenia dziećmi. Były też kobiety w ciąży - kontynuuje pani Magda.
Noc na lotnisku i wylot nad ranem
Po wyjściu z samolotu ok. godz. 2 w nocy pasażerowie znaleźli się w pustym terminalu, gdzie zostali pozostawieni bez konkretnej informacji o dalszych krokach.
Ja wróciłam do domu koło Szczecina. Reszta ludzi musiała czekać na lotnisku. Bez wody, bez posiłków. Dostali wprawdzie vouchery na jedzenie, ale nie mieli ich gdzie zrealizować, bo wszystkie sklepy były zamknięte. Trudno było też szukać hotelu w nocy, na parę godzin, bo dostaliśmy informację, że wylot będzie w czwartek o godz. 8.45 - dodaje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" pani Magda.
Jak relacjonowała pani Magda, tylko dzięki zaangażowaniu personelu lotniska udało się zorganizować wodę dla zmęczonych i sfrustrowanych podróżnych.
Ostatecznie, po wielu godzinach oczekiwania, samolot wystartował z Goleniowa w czwartek rano, lądując w Krakowie o godzinie 9:45. Cała podróż, która miała trwać zaledwie 70 minut, przeciągnęła się do prawie 11 godzin, co z pewnością pozostawiło u pasażerów negatywne wrażenia.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Ryanair, mimo licznych prób kontaktu, nie udzielił jasnych wyjaśnień dotyczących tej sytuacji.
Próbowaliśmy w czwartek rano wyjaśnić przyczyny zamieszania z lotem do Krakowa w biurze prasowym linii Ryanair, ale mogliśmy się tylko nagrać na automatyczną sekretarkę - podaje wyborcza.pl.
Całe zdarzenie pokazuje, jak problematyczne mogą być opóźnienia lotnicze i jak ważna jest odpowiednia obsługa oraz komunikacja z pasażerami w takich sytuacjach. W tym przypadku, brak odpowiedniej organizacji i wsparcia ze strony linii lotniczej sprawił, że podróż, która miała trwać nieco ponad godzinę, zamieniła się w całonocny koszmar dla wielu osób.