Pani Hanna Mikulska była pełną życia 67-latką, która wraz z mężem często podróżowała i cieszyła się aktywnym trybem życia. Pomimo drobnych uciążliwości związanych z chrapaniem, które nie przeszkadzały jej mężowi, postanowiła podjąć kroki w celu poprawy jakości swojego snu.
67-latka zdecydowała się na operację w prywatnej klinice w Poznaniu, licząc na poprawę komfortu życia. Decyzja o zabiegu była jednak okupiona wieloma obawami, zwłaszcza że matka pani Hanny zmarła z powodu komplikacji po znieczuleniu.
Mama bała się tego zabiegu. Jej mama zmarła wskutek komplikacji po narkozie w wieku 57 lat, więc długo się wahała – mówi w rozmowie z "Faktem" syn Igor.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragiczne skutki prostego zabiegu
W dniu zabiegu, 4 stycznia, pani Hanna trafiła do kliniki z nadzieją na rozwiązanie problemu. Na miejscu został przeprowadzony zabieg plastyki podniebienia miękkiego, który miał usztywnić i nadać odpowiednie proporcje tkankom. Operacja miała trwać zaledwie kilka minut, a cała procedura była opisywana jako mało inwazyjna i nowoczesna. Jednakże to, co miało być proste, szybko przerodziło się w koszmar.
Krótko po operacji pacjentka zaczęła doświadczać trudności z oddychaniem, a jej stan gwałtownie się pogorszył.
Mamy nie można było zaintubować, więc zrobiono jej zaskakująco długie cięcie na szyi. Wyglądała, jakby ktoś jej poderżnął gardło. Ta rana była zasłonięta dużym gazikiem, więc zobaczyliśmy ją później. Przeraziliśmy się – wspomina "Faktowi" Igor Mikulski.
W wyniku komplikacji doszło do krwotoku, który spowodował zatrzymanie akcji serca. Nieprzytomna pani Hanna została natychmiast przetransportowana na oddział intensywnej opieki medycznej w publicznym szpitalu.
Jak zobaczyłem profesora, który wykonywał zabieg, wiedziałem, że jest źle. Miał czerwone oczy, ręce mu się trzęsły. Powiedział, że nie wie, dlaczego tak się stało, że nigdy nic podobnego mu się nie zdarzyło – dodaje pan Emil.
Stan zdrowia Hanny dramatycznie się pogarszał. Długie niedotlenienie mózgu spowodowało poważne uszkodzenia, a nadzieje na wyzdrowienie zaczęły maleć z każdym dniem. Niestety, pani Hanna nigdy nie odzyskała przytomności. Zmarła po kilku miesiącach cierpienia.
Mąż i syn nie mogą pogodzić się z tym, co się stało
Mąż i syn nie mogą pogodzić się z tym, co się stało. Uważają, że prywatna klinika, w której przeprowadzono zabieg, nie była odpowiednio przygotowana na ewentualne komplikacje. W ich ocenie szybka interwencja w publicznym szpitalu mogła zapobiec tragedii.
Hania była zdrową 67-latką. Mogła spokojnie pożyć jeszcze z 20 lat. Nie brała żadnych tabletek, na nic się nie skarżyła. Potrafiliśmy zrobić kilkadziesiąt kilometrów na rowerach. Nie mogę się pogodzić z tym, co się stało. Oni nam ją zamordowali – mówił "Faktowi" Emil Mikulski.
Jeszcze przed śmiercią pani Hanny, rodzina złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Śledztwo toczy się w sprawie nieumyślnego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.
Mąż i syn pani Hanny mają nadzieję, że winni zostaną ukarani, choć zdają sobie sprawę, że proces może trwać długo. Obecnie czekają na opinię biegłych z zakresu medycyny sądowej, która ma rozstrzygnąć, czy leczenie i procedury ratunkowe były przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi standardami.
Powiedziano nam, że będzie trzeba czekać na nią około roku. Na ten czas śledztwo zostało zawieszone – mówi "Faktowi" syn zmarłej kobiety.
Rodzina ma również żal do lekarza, że nigdy się już do nich nie odezwał, poza jednym razem zaraz po zabiegu. Nigdy również nie przeprosił.