Sytuację, którą opisywały lokalne media, można uznać za "klasykę gatunku" z kontrowersyjnymi urzędniczymi praktykami w tle. Przez zalesiony teren pod Sieradzem gmina chciała poprowadzić dwie drogi. Byłoby to równoznaczne z wycinką drzew - co najmniej siedmiu.
Inwestycję zatwierdził starosta sieradzki, a wojewoda łódzki podtrzymał jego decyzję. Drzewa pewnie zniknęłyby już z działki, gdyby nie determinacja adwokatki Karoliny Kuszlewicz, znanej z walki w obronie środowiska.
Kuszlewicz zaangażowała się w tę sprawę nie przez przypadek. Miasto Sieradz planowało poprowadzenie drogi przez prywatny teren, a inwestycja, jak opisuje lokalna "Gazeta Wyborcza", miała być przeprowadzona drogą wywłaszczenia. Sęk w tym, że współwłaścicielką działki jest właśnie Kuszlewicz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Właśnie @gmina miasto Sieradz zaczyna dewastację. Będą odkrajać po kawałku. Teraz ma iść droga gminna jako inwestycja celu publicznego przez moją działkę, choć mogłabym być poprowadzona obok, bez wycinania drzew. I teraz uwaga - gmina składając do starosty wniosek o jej utworzenie, opisała mój teren jako nieużytek bez jakiejkolwiek wartości przyrodniczej. Zapomnieli dodać, że całkowicie zadrzewiony. Zaskarżyłam decyzję starosty do wojewody, ale niczego nie badał i uznał, że wszystko jest dobrze - informowała adwokatka w mediach społecznościowych.
Kuszlewicz pisała również o "zamachu na przyrodę". Teraz okazuje się, że ów "zamach" został udaremniony.
Wycinka drzew w Sieradzu. Wyrok sądu
Teren, o którym mowa, zarasta naturalnie, jest domem dla dzikich zwierząt i ptaków. Adwokatka opisuje go jako "miejsce super cenne" - ostatnią ostoję dla ptaków, jeży i wiewiórek na tym obszarze. Miasto Sieradz przekonywało jednak, że jest inaczej, a teren jest jedynie gruntem ornym i nie ma na nim ptaków.
Jak informuje lokalna "GW", Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi uwzględnił skargę Karoliny Kuszlewicz i uchylił zaskarżoną decyzję wojewody. Zasądził również od wojewody łódzkiego zwrot 500 zł kosztów procesowych na rzecz skarżącej. Decyzja zapadła we wtorek, 4 czerwca.
Przy okazji okazało się, że sposób, w jaki przeprowadzono inwentaryzację przyrodniczą, pozostawia wiele do życzenia. Jak relacjonuje Kuszlewicz, przeprowadzono ją "zza płotu". – Do mojej nieruchomości dostępu nie ma – jest ogrodzona i nikt nie kontaktował się ze mną w sprawie pozwolenia na wejście – wyjaśniła adwokatka, cytowana przez oko.press.
[...] Miasto Sieradz twierdzi, że nie ma u mnie chronionych gatunków zwierząt, tymczasem przyrodnik, do którego zwróciłam się o analizę terenową, w maju wykazał ich całkiem sporą grupę... no ale jak zza płotu wykrywać gatunki? [...] W ten sposób niszczone są miejsca życia dzikich zwierząt. Wystarczy napisać "nie ma" - komentuje adwokatka na Facebooku.
Ostatecznie, dzięki decyzji sądu, obrońcy praw zwierząt mają powody do zadowolenia.