Samolot wyleciał z poznańskiego lotniska w niedzielę 13 października wieczorem. Do pewnego momentu nic nie zapowiadało komplikacji. Nagle pilot przekazał pasażerom zaskakującą informację. Okazało się, że załoga podjęła decyzję o zmianie kierunku lotu.
Piloci musieli przeprowadzić operację awaryjnego lądowania. Jako miejsce docelowe wybrali lotnisko znajdujące się wówczas najbliżej. Padło na port lotniczy w niemieckim mieście Paderborn, położonym we wschodniej części kraju związkowego Nadrenia Północna-Westfalia,
Powodem nagłej zmiany planów był sygnał o alarmie bombowym, który nadszedł z polskiej kontroli lotów. Na pokładzie znajdowało się ponad 200 osób, wliczając w to w podróżnych i załogę. Samolot wylądował w Niemczech około godziny 22:00.
Po wylądowaniu maszyna została dokładnie przeszukana, w akcji udział wzięły psy tropiące. Operacja trwała do poniedziałkowego poranka, w tym czasie lotnisko Paderborn pozostawało zamknięte ze względów bezpieczeństwa. Pasażerowie pechowego samolotu spędzili całą noc na terenie portu lotniczego.
Ostatecznie funkcjonariusze nie znaleźli na pokładzie żadnych materiałów wybuchowych. Alarm został uznany za fałszywy.
Nie znaleziono niczego podejrzanego — zapewniła w poniedziałek rano rzeczniczka policji, cytowana przez niemieckiego nadawcę publicznego "Westdeutscher Rundfunk".
W poniedziałek we wczesnych godzinach porannych ruch lotniczy na lotnisku w Paderborn został przywrócony. Jak na razie nie wiadomo, kto wywołał alarm bombowy, ani jaka była tego przyczyna. Służby bliżej przyglądają się sprawie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.