Do ataku doszło w części Puszczy Boreckiej administrowanej przez nadleśnictwo Borki. Około 20 kilometrów na północny wschód od Giżycka pojawili się aktywiści, którzy postanowili chronić drzewa przed wycinką. W tym celu protestujący rozbili obóz, aby w razie interwencji drwali uniemożliwić im pracę.
Jest to protest oddolny mieszkańców w ochronie przyrody - mówił portalowi gazetaolsztynska.pl jeden z protestujących.
Czytaj także: Nie wpuścili Kozidrak do USA?! Wydała oświadczenie
Protest przebiegał pokojowo. Policyjny patrol dwukrotnie spotkał się z aktywistami i strażą leśną. Nie wystawiono jednak żadnych mandatów. Funkcjonariusze nie wszczęli jak dotąd żadnego postępowania przeciwko protestującym. Ponadto Nadleśniczy Nadleśnictwa Borki zapewniał, że na zajętym przez aktywistów obszarze nie ma wycinki, a jedynie trawą tam prace porządkowe po wycince sprzed 10 lat.
Na terenie protestu aktywistów trwają prace porządkowe wycinki sprzed dziesięciu lat. Poza tym część tego obszaru jest już zalesiona. Nie rozumiem tego protestu. Nie wiem nawet przeciwko komu i czemu jest ta akcja - stwierdził w rozmowie z portalem gazetaolsztynska.pl Adam Morko, nadleśniczy Nadleśnictwa Borki.
Zaatakowali aktywistów
22 sierpnia w godzinach wieczornych na terenie obozu doszło do niepokojącego incydentu. Nagle pojawiły się tam cztery furgonetki z zasłoniętymi numerami rejestracyjnymi. Z pojazdów wysiadła grupa około trzydziestu zamaskowanych mężczyzn, którzy zaatakowali aktywistów. Do sieci trafiło nagranie wideo, na którym dokładnie widać przebieg całej sytuacji.
Napastnicy za wszelką cenę chcieli pozbyć się aktywistów. Mężczyźni za nic mieli ich bezpieczeństwo i próbowali nawet zerwać namioty, które były zawieszone kilka metrów nad ziemią. Ewentualny upadek z tej wysokości mógłby skutkować ciężką kontuzją. W pewnym momencie grupa wsiadła do furgonetek i odjechała. Sprawa została zgłoszona na policję. Zaatakowani zastanawiają się nad formą kontynuowania protestu.