Prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim wysłała list gończy za Sebastianem Majtczakiem, który jest poszukiwany w związku z tragicznym wypadkiem, do którego doszło na autostradzie A1. Mężczyzna 16 września pędził swoim BMW z ogromną prędkością i spowodował zdarzenie, w którym zginęła trzyosobowa rodzina z Myszkowa.
Dziennikarze "Faktu" dotarli do sąsiadów mężczyzny, który mieszkał w Łodzi. Jak się okazuje, jego rodzina żyła majętnie i prowadziła na osiedlu Kurczaki palarnię kawy. To ten biznes przyniósł jej wysokie dochody i pozycję społeczną. Teraz wszystko zamarło, a palarnia nie jest czynna od jakiegoś czasu. Sam Majtczak uciekł z Polski po wypadku.
Uwagę dziennikarzy przykuła właśnie palarnia kawy, czyli biznes Majtczaków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po wypadku miejsce, które wcześniej tętniło życiem, stało się puste. To dziwi okolicznych mieszkańców, którzy przyzwyczaili się, że zawsze było czynne i że przychodziło tam wielu klientów. Tragiczne zdarzenie wszystko zmieniło. Mówi się, że Majtczak kupił firmę w Niemczech i że sam doglądał rodzinnego interesu.
Wszystko to dziwne, bo młody człowiek i takie pieniądze. Podobno na kawie się dorobił - wyjaśnił dla "Faktu" mieszkaniec Łodzi.
Druga kwestia to dom rodziców poszukiwanego Sebastiana Majtczaka, który mieści się w Łodzi przy ulicy Zygmunta. Zdaniem dziennika stał się już lokalną atrakcją, bo są ludzie, którzy przychodzą tam, żeby tylko zrobić zdjęcie imponującego obiektu. Willa robi wrażenie, a sąsiedzi nie są skorzy do rozmów o jej mieszkańcach.
Nic nie powiem. Pan stąd sobie pojedzie, a ja tu mieszkam i będę musiała żyć wśród tych ludzi - cytuje "Fakt" jedną z mieszkanek okolicy.
Śmierć trzyosobowej rodziny na autostradzie A1
W tragicznym wypadku, do którego doszło 16 września na autostradzie A1, zginęła cała rodzina: Martyna, Patryk oraz ich 5-letni synek Oliwier. Z ustaleń biegłego, który badał okoliczności zdarzenia, wynika, że kierowca BMW jechał z prędkością co najmniej 253 kilometrów na godzinę. Uderzył w Kię Proceed, którą podróżowała rodzina, a ta spłonęła.
Świadkowie zdarzenia twierdzą, że kierowca BMW nie wyglądał na przerażonego sytuacją. Był niewzruszony, nie próbował udzielić pomocy. Prokuratura z pewnym ociąganiem opublikowała wizerunek mężczyzny i wystawiła za nim list gończy. 32-latek miał zbiec do Niemiec, a potem w ogóle wyjechać z Europy.
W chwili obecnej nie wiadomo, gdzie się ukrył i kiedy wróci do Polski. Wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania, śledczy pracują nad ustaleniem miejsca pobytu.