O śmierci Brytyjczyka informuje "New York Post". Jason Kelk został przyjęty do szpitala św. Jakuba 31 marca 2020 roku. 49-latek trafił tam z powodu zakażenia koronawirusem, jednak cierpiał również z powodu cukrzycy typu 2 i astmy. Niezwłocznie podłączono go do respiratora, a niedługo później przeniesiono na oddział intensywnej terapii.
Czytaj także: Dramat na zachodzie Czech. Nie żyją już dwie osoby
Koronawirus wyrządził w organizmie Kelka ogromne spustoszenie. Najbardziej zaatakował płuca i nerki, co spowodowało konieczność dożylnego karmienia. W marcu 2021 roku pojawiła się jednak nadzieja, że 49-latek wróci do zdrowia. To właśnie wtedy udało mu się funkcjonować dwa tygodnie bez respiratora. 49-latek nie mógł doczekać się powrotu do domu i obejrzenia telewizji wraz ze swoją żoną.
Czytaj także: Szczecin. Wybuchy na autostradzie. Płoną dwa czołgi
Niestety stan 49-latka pogorszył się od marca do maja bieżącego roku. Brytyjczyk zaczął dostawać ataków omdlenia oraz rozwinęły się u niego dwie infekcje. Kelk podjął niedawno decyzję, że jego organizm nie ma siły już walczyć. Po rekordowym okresie 14 miesięcy przebywania w szpitalu zmarł 18 czerwca. W ostatnich chwilach towarzyszyła mu żona, matka, ojciec i siostra.
Czytaj także: Kierowca odmówił mu podwózki. Niewiarygodne, co zrobił
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.