Gdy w 1907 r. odbyły się wybory do Dumy Państwowej Cesarstwa Rosyjskiego, wśród parlamentarzystów znalazło się ośmiu posłów muzułmańskich. Reprezentowali różne frakcje i partie, ale łączyło ich wyznanie. Dziesięć lat później pogarszająca się sytuacja Rosji na frontach I wojny światowej i trapiący olbrzymi kraj kryzys gospodarczy doprowadziły do wybuchu rewolucji lutowej. Już wtedy trwały w Turkiestanie (dawnym regionie, położonym w kilku współczesnych krajach Azji Centralnej) walki rosyjskich żołnierzy, tłumiących powstanie Basmaczy.
Ruch Basmaczy był inspirowany przez muzułmańskich fundamentalistów przeciwko mobilizacji do służby pomocniczej w wojsku carskim części mieszkańców tych terenów, którzy wcześniej mieli być ze służby zwolnieni. Powstanie zostało spacyfikowane przez armię stosunkowo szybko, ale ruch Basmaczy działał na terenie ZSRR jeszcze do lat 30. XX wieku, a jego ostatki wypchnięto do Afganistanu.
Afganistan zresztą to państwo symboliczne dla współczesnego terroryzmu. Tam ukrywał się przecież Osama Bin Laden, tam powstały najprawdopodobniej plany zbrodniczych zamachów na World Trade Center i Pentagon. Skutkiem tych zamachów był odwet USA, okraszony najpierw atakiem na Afganistan, a później na Irak. Trwające latami działania wojenne na Bliskim Wschodzie, na które nałożyła się Arabska Wiosna i wybuch wojny domowej w Syrii, sprawiły zaś, że na terenie upadłych republik Iraku i Syrii ze zmiennymi skutkami funkcjonowała al-Kaida.
Z tracącej na znaczeniu al-Kaidy wykiełkowała organizacja jeszcze bardziej krwiożercza i okrutna, czyli Państwo Islamskie (ISIS). I choć w 2015 r. Rosjanie ruszyli do Syrii "walczyć z terrorystami" z ISIS, to prawdziwym celem Władimira Putina było utrzymanie reżimu Baszara al-Asada. W temacie zagrożenia terrorystycznego oczy Kremla były i są zwrócone w inną stronę - ku Azji Centralnej i Kaukazowi.
Dudajew, Kadyrow i emir Gimrinski
Mówiąc o terroryzmie islamskim w Rosji, trudno uciec od mniejszej od województwa kujawsko-pomorskiego Czeczenii. Do aktów terrorystycznych dochodziło jeszcze w czasach ZSRR. W styczniu 1977 r. w Moskwie trzy bomby wybuchły w metrze i sklepach. Zginęło siedem osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. W wyniku śledztwa skazano i rozstrzelano trzech członków tajnej ormiańskiej organizacji niepodległościowej. W Czeczenii dochodziło także do porwań samolotów, ale smak terroryzmu z prawdziwego zdarzenia Rosjanie poczuli na pełną skalę dopiero w czasie obu interwencji w Czeczenii.
Wtedy też, szczególnie podczas pierwszej wojny w republice (1994-1996), świat poznał takie nazwiska jak Szamil Basajew czy Sałman Radujew. Byli oni z jednej strony nazywani bojownikami o wolność i uniezależnienie od Rosji, a z drugiej – najbardziej bezwzględnymi terrorystami. W historii szczególnie zapisał się Basajew.
To własnie on stał m.in. za rajdem na szpital w Budionnowsku (147 ofiar), zamachem na Achmada Kadyrowa w Groznym czy wreszcie koszmarnym zamachem na szkołę w Biesłanie (2004), zakończonym śmiercią 334 osób. A "po drodze" był jeszcze atak na teatr Nord-Ost na moskiewskiej Dubrowce, w wyniku którego zginęły 173 osoby. Zresztą, sam Basajew, jak pisał prof. Jarosław Tomasiewicz z Uniwersytetu Śląskiego w opracowaniu "Terroryzm na tle przemocy politycznej", uczestniczył prawdopodobnie pod koniec lat 80. XX wieku w Ruchu Szejka Mansura, który pod koniec XVIII w. proklamował dżihad (świętą wojnę) przeciwko carskiej Rosji.
Kiedy miała się rozpocząć pierwsza wojna czeczeńska, Dżochar Dudajew (były radziecki generał lotnictwa, pierwszy prezydent Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w latach 1991-1996 - red.) rzucił w Moskwie zdanie, że Rosja oddała ich w objęcia islamistów. Dlatego, że wobec niemożności dogadania się z Rosjanami, proces budowania świadomości narodowej Czeczenów szybko przesiąkł radykalizmem islamskim. Problem polega na tym, że w Rosji dominował nurt salaficki islamu. Nawet w czasach ZSRR istniała tam rada mułłów, wspierał to nawet Jelcyn. A potem przyszedł z krajów arabskich agresywny nurt wahabistyczny, który przekonywał, że trzeba robić dżihad, czyli "świętą wojnę" przeciwko niewiernym – mówi dla o2.pl mjr Robert Cheda, były oficer Agencji Wywiadu i analityk ds. rosyjskich.
Wahabizm - ultrakonserwatywny nurt islamu, który powstał w XVIII w. - w ZSRR pojawił się niejako w odpowiedzi na radziecką interwencję w Afganistanie ma jednak potężnego sprzymierzeńca. To petrodolary płynące szerokim strumieniem m.in. z Arabii Saudyjskiej.
W 2003 r. po władzę w rozdartym konfliktem regionie sięgnął dawny komendant polowy Achamt Kadyrow, który przeszedł na stronę Rosji. Władzą nie cieszył się długo, bo zaledwie rok później zginął w zamachu bombowym w Groznym. Przez trzy lata figurantem był Ału Ałchanow, a w 2007 r. prezydenturę objął Ramzan Kadyrow. Lider niewielkiej republiki do dziś rządzi przy pomocy pięści i brutalnych służb.
Wojny czeczeńskie zakończyły się ostatecznie w 2009 r., ale w międzyczasie doszło do ważnego wydarzenia. W 2007 r. ostatni prezydent nieuznawanej Czeczeńskiej Republiki Iczkerii Doku Umarow proklamował utworzenie Emiratu Kaukaskiego – centralnej "komórki sterującej" ideologią islamską na Kaukazie. Emirat ten odpowiadał za liczne zamachy terrorystyczne na terenie Federacji Rosyjskiej i zorganizował silną partyzantkę na terenie Inguszetii. Kolejni "emirowie" rządzili quasi-państwem przez kilka lat.
Ostatnim był Magomied Sulejmanow, znany także jako Abu Usman Gimrinski, który został zabity przez Rosjan w 2015 r. Od tego momentu w Dagestanie panuje względny spokój. Przy czym słowo "względny" jest jak najbardziej na miejscu. Jakakolwiek awantura może się tam przerodzić w poważny konflikt, a nad Kaukazem łatwo mogą załopotać czarne flagi.
Republiki kaukaskie walczą zresztą także między sobą. Jak tłumaczy Robert Cheda, Kreml, stosując zasadę "dziel i rządź", zalewał te konflikty pieniędzmi. Cel był jeden: nie dopuścić za wszelką cenę do rozlania się działań wojennych i wahabickiego islamu na Rosję. Do czasu...
Azja Centralna – kocioł wrzący pod pokrywą
Cheda wskazuje także na inne konflikty o podłożu religijnym, które trapiły region postsowiecki już po upadku ZSRR. Istotną rolę odgrywały tarcia w łonie islamu. Takim była np. wojna w Tadżykistanie, która z różnym natężeniem toczyła się w okresie od 1992 do 1997 r. To była, jak mówi Cheda, wojna między wahabitami "a wszystkimi innymi". Należy w tym miejscu przypomnieć strzelaninę, do której doszło 15 października 2022 r. na poligonie w Biełgorodzie. Trzech zmobilizowanych do walki w Ukrainie żołnierzy z Tadżykistanu otworzyło ogień do Rosjan. Tłem miał być konflikt o podłożu religijnym, gdy rosyjski dowódca obraził Allaha.
Azja Centralna to zresztą prawdziwa wylęgarnia radykałów. Inny były wysoki rangą oficer polskiego wywiadu wspomina w rozmowie z o2.pl, że po interwencji i zdobyciu Afganistanu przez USA oraz wojska sojusznicze, więzienia w tym kraju zapełniły się więźniami pochodzącymi właśnie z Azji Centralnej. Trudno się dziwić, gdyż ruch muzułmański jest tam popularny i bardzo szeroki. Część grup działała w ramach stowarzyszenia Dżama’a Islamijja - terrorystycznej organizacji powstałej w Azji Południowo-Wschodniej, odpowiedzialnej m.in. za zamachy na Bali 20 lat temu, w których zginęło ponad 200 osób.
W Rosji do 2003 r. działała również filia panislamistycznej organizacji Hizb-ut-Tahrir. Po 2003 r. została ona zdelegalizowana, a nie dalej niż dwa lata temu Sąd Najwyższy Rosji podtrzymał m.in. wyroki skazujące na więzienie (od 10 do 24 lat) wobec 19 domniemanych sympatyków organizacji. Mimo wyroków, żadnemu z oskarżonych nie postawiono zarzutu planowania, popełniania lub wspierania jakichkolwiek aktów przemocy.
Rosyjskie Centrum Dossier opisuje, że inwigilacja przybyszy z Azji Centralnej - najczęściej imigrantów zarobkowych - i zakładanie wśród nich przez prowokatorów FSB domniemanych komórek Hizb-ut-Tahrir, to jedna z ulubionych metod służb na "walkę z terroryzmem" w Rosji. Centrum podaje, że agenci FSB wchodzą w środowiska migrantów z Azji, prowokują wywrotowe dyskusje i komentarze, a kiedy radykalizm zaczyna wzrastać, dostarczają materiały wybuchowe. Później następuje realizacja i odpowiadająca za Ochronę Porządku Konstytucyjnego i Walkę z Terroryzmem tzw. Druga Służba FSB ma na papierze gotowy "sukces". Rosyjskie więzienia są pełne muzułmanów. A ci islamiści, którzy trafiają do więzień, wychodzą z nich jeszcze bardziej zradykalizowani.
Jak tłumaczy w rozmowie z o2.pl były oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jeden z członków zespołu Bezpieczeństwo i Strategia za utrzymywanie spokoju na Kaukazie tradycyjnie odpowiedzialna była FSB. Zwłaszcza istniejąca w ramach tej formacji wspomniana tzw. Druga Służba, czyli Służba ds. Ochrony Porządku Konstytucyjnego i Zwalczania Terroryzmu. W rosyjskich realiach oznacza to walkę z ekstremizmem, terroryzmem i opozycją polityczną wobec Kremla. Wszystkie te siły wrzucane są do jednego worka, gdyż w optyce Moskwy w równym stopniu zagrażają one utrzymaniu władzy przez elity związane z Władimirem Putinem.
Tzw. Druga Służba FSB potrafi więc zarówno rozpracowywać grupy neonazistowskie, prowadzić obserwację opozycjonistów (np. Nawalnego czy wcześniej Niemcowa), jak i organizować "operacje antyterrorystyczne" na Kaukazie. Tego typu działania obejmują rozpracowanie operacyjne lokalnych mniejszości etnicznych i religijnych, jak i fizyczną likwidację liderów tych środowisk, operujących na Kaukazie.
Jak mówi dr Kacper Rękawek z Centrum Badań nad Terroryzmem Uniwersytetu w Oslo, obok terroryzmu islamistycznego, w Rosji pokaźne miejsce w pierwszych dekadach XXI wieku zajmuje terroryzm spod znaku skrajnej prawicy. Było co najmniej 500 ofiar takich działań. To przedstawiciele skrajnej prawicy – w tym np. Aleksander Dugin – buntowali się w 1993 r. przeciwko Borysowi Jelcynowi. Dr Rękawek przypomina też, że na początku XXI wieku w Moskwie trwały prawdziwe "polowania" na obcokrajowców w dniu urodzin Adolfa Hitlera.
Z realnej obawy o destabilizację kraju Kreml podjął działania dezintegracyjne wobec grup skrajnej prawicy. Część z nich została agentami FSB, część wyjechała w 2014 i 2015 r. walczyć w Donbasie. Ale problem w Rosji pozostał i w okresie obecnego rozkładu władz sprawa ta może bardzo łatwo wrócić. Co więcej, mjr Cheda mówi o dziwnym zbliżeniu między częścią rosyjskich przestępców, którzy w więzieniach albo przechodzą nawrócenie na islam, albo niespodziewanie zaczynają z radykałami muzułmańskimi współpracować. W pewnym momencie jeden z najbardziej poszukiwanych "bojowców" był Rosjaninem.
Pewnie także z tego powodu Robert Cheda każe zwracać baczną uwagę na to, co dzieje się w dawnych republikach azjatyckich: Uzbekistanie, Kirgistanie, Tadżykistanie i Turkmenistanie, a w mniejszym stopniu w Kazachstanie. Dziś największe zagrożenie Rosji islamskim terroryzmem płynie właśnie stamtąd.
Azja Środkowa jest bardzo podatna na hasła równości i sprawiedliwości społeczno-ekonomicznej, głoszone przez islam. Kiedy oni przybywają do Rosji, są z jednej strony bardzo "wyalienowani", a z drugiej – są traktowani przez rodowitych Rosjan jak najgorsze zwierzęta pociągowe, są okradani i żyją w nieludzkich warunkach. Do tego dochodzą tworzące się błyskawicznie struktury przestępcze na tle etnicznym, które są przewrotnie ich jedyną formą ochrony. I katastrofa gotowa. Strzelanina w Biełgorodzie to efekt pobudzenia religijnego i dyskryminacji etnicznej – dodaje analityk.
Zresztą niechęć działa w obie strony. Przybysze z republik azjatyckich poddawani są ogromnej korupcji i presji ze strony rosyjskiego MSW oraz policji, która łupi ich i bez litości wymusza haracze. Brak odpowiednich dokumentów, zameldowania, pozwolenia na pracę itp. powoduje, że policjantowi trzeba po prostu dać łapówkę. A jeśli nawet dokumenty są odpowiednie, to przedstawiciel organów porządkowych może uznać, że... odpowiednie nie są. Przedstawiciele narodów azjatyckich szybko się organizują. Wykonują proste zajęcia, takie jak sprzątanie ulic, usługi pogrzebowe czy handel bazarowy.
Gdy kalifat Państwa Islamskiego osiągnął szczyt swojej siły, ugrupowania azjatyckie (ale także Emirat Kaukaski) błyskawicznie podporządkowały się ISIS, licząc na stworzenie potężnej, międzynarodowej sieci islamskiego terroryzmu. Wtedy Rosja, jak przypomina mjr Cheda, była wręcz "spanikowana". Dlatego też w owym czasie tych, którzy z Rosji chcieli wyjechać, służby graniczne wypuszczały bardzo chętnie. W drugą stronę droga była zamknięta.
Tak czy inaczej, Rosja może mieć niedługo kłopoty. Mjr Robert Cheda przekonuje, że jesteśmy w szczególnie niebezpiecznym momencie, ponieważ władza centralna w Rosji słabnie. Pogarsza się sytuacja gospodarcza, a strumień pieniędzy, trzymający przy życiu Czeczenię i republiki kaukaskie, zmniejsza się. Dlatego konflikty etniczno-religijne w tym regionie mogą znowu odżyć. Niekoniecznie w Czeczenii, ale w innych republikach Kaukazu, np. Dagestanie, Inguszetii czy Kabardyro-Bałkarii.
Panującą tam chwiejną równowagę można łatwo zaburzyć. Znowu wybuchnąć mogą protesty i opór zbrojny. A to byłoby uderzenie w miękkie podbrzusze Rosji, gdzie przecież swoje interesy ma też Turcja. I tu zderzyć się mogą ze sobą konserwatywny islam arabski, nieco bardziej zeuropeizowany islam turecki i wojujący islam - kipiący powoli w Azji Środkowej. To oznaczałoby ogień, krew i przemoc. Jeśli dodamy rosnącą dziurę demograficzną w Rosji, zasypywaną migrantami z Azji Centralnej, którzy ściągają tu rodziny oraz po prostu szybciej się rozmnażają, otrzymamy mieszankę wybuchową.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl