Pan Artur przez wiele lat nauczał historii. W tej roli realizował się bardzo dobrze. Przyszedł jednak moment, w którym podjął radykalną decyzję. Rzucił dotychczasowe życie i... otworzył zakład pogrzebowy.
Może to i szalony pomysł, bo wchodziłem w nowy biznes bez żadnego doświadczenia. Ale to też nie była nagła decyzja - zaznaczył były nauczyciel w rozmowie z tokfm.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na taki krok zdecydował się ze względu na sytuację w polskim szkolnictwie. - Ciągłe zmiany, reformy. Nie mówiąc już o tym, że od zawsze irytowała mnie biurokracja. Cały czas tylko papiery, tabele, wykresy, sprawozdania. Ciągle coś, a nie uczeń. "Napisz, że to zrobiłeś. Papier wszystko przyjmie, w razie kontroli, żeby się zgadzało" - słyszałem co chwilę. Albo - to już czysty idiotyzm - jako nauczyciel musiałem wykazywać, że naprawdę zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, wykorzystałem wszystkie dostępne środki, by dany uczeń nie dostał jedynki na koniec roku - kontynuował.
Albo musiałem tłumaczyć, dlaczego wyniki matur są takie, a nie inne. Nawet jeśli robiłem dużo, zostawałem po godzinach, choć nikt mi za to nie płacił, organizowałem dodatkowe zajęcia przygotowujące do matury, na które część uczniów nie przychodziła w ogóle, a druga część nie robiła na nich nic. Nie mogłem całe życie udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Na to nakładała się też atmosfera, w tym zazdrość, że np. ktoś ma 50 czy 100 zł więcej dodatku motywacyjnego. A dlaczego, a po co? I drążenie, dyskusja - podkreślił.
Nie chciał dłużej pracować w szkole. Oto powód
Powodem niechęci do pracy w szkole był też sam minister edukacji Przemysław Czarnek.
Inna rzecz, że Przemysław Czarnek też zalazł mi za skórę. Choć myślałem, że po Annie Zalewskiej gorzej być już nie może. Czarnek przebił jednak wszystkich ministrów edukacji razem wziętych - tym bardziej że wtedy właśnie tworzył się podręcznik do HiT-u. To kolejny z aspektów - wyjaśnił były już nauczyciel.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.