Żądanie odszkodowania wyszło z czeskiego resortu spraw zagranicznych. Jak opisuje portal idnes.cz, wiceszef ministerstwa Martin Smolek przekazał notę dyplomatyczną w tej sprawie ambasadorowi Federacji Rosyjskiej Aleksandrowi Żmiejewskiemu.
Według portalu odszkodowanie ma być wysokie. Czesi żądają 650 mln koron czeskich, czyli ok. 114 mln zł. Pieniądze miałyby trafić jako odszkodowania do osób z gmin dotkniętych eksplozją. Miałyby zostać przeznaczone na remonty dróg i wsparcie organizacji non-profit. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa określiła żądanie Czechów "szantażem".
Tych, którzy zachowują się w podobny sposób, żądających pieniędzy bez sądu i dowodów, ale przy pomocy gróźb i obelg żądają pieniędzy, nazywa się szantażystami - powiedziała Zacharowa.
Ten sam Smolek przekazał jeszcze ambasadorowi Rosji, że umieszczenie Czech na liście "krajów nieprzyjaznych Rosji" jest pogwałceniem praw międzynarodowych. Chodzi o Konwencję Wiedeńską o stosunkach dyplomatycznych oraz Traktat o Przyjaznych Stosunkach i Współpracy. Na rosyjskiej "czarnej liście" Czechy znalazły się w maju bieżącego roku.
Zaognienie stosunków czesko-rosyjskich trwa od kwietnia. Wtedy to premier i szef MSW Czech tego kraju poinformowali o zebranych przez służby specjalne dowodach na rosyjską ingerencję w wybuch we Vrbeticach.
Przypomnijmy: w 2014 r. wyleciał w powietrze skład broni i amunicji w maleńkich Vrbeticach. Wybuchy były dwa, zginęły dwie osoby. Czesi poinformowali, że za organizacją zamachu stoi rosyjski wywiad wojskowy - GRU.
Broń należała do bułgarskiego handlarza Emiliana Gebrewa. Sprzedawał on ją na Ukrainę, która walczyła wtedy z rosyjską inwazją. Kilka miesięcy później GRU próbowało otruć także samego Gebrewa.
Czesi wydalili z kraju 18 rosyjskich dyplomatów. W odpowiedzi Rosjanie wydalili 20 pracowników czeskiej ambasady w Moskwie.