Boeing 777 miał lecieć w sobotę z Denver do Honolulu. Jednak tuż po starcie musiał lądować awaryjnie, ponieważ doszło do uszkodzenia jednego z silników, a części samolotu zaczęły spadać na domy i podwórka.
Samolot rozpadał się w powietrzu
Na pokładzie było 231 pasażerów i 10 członków załogi. Linie United, do których należał boeing, przekazały, że żaden z pasażerów nie ucierpiał. W trakcie lądowania nie zrzucono paliwa, co często jest konieczne w podobnych sytuacjach. Nie wiadomo jednak, dlaczego piloci się na to nie zdecydowali.
Jeden z pasażerów Travis Loock opowiedział CNN jak wyglądało całe wydarzenie. Niedługo po wystartowaniu, jeszcze w trakcie ostatnich komunikatów, można było usłyszeć głośny huk. Chwilę później jeden z silników zaczął się palić i rozpadać.
Nastąpił wielki huk. Dźwięk, którego nie chcesz słyszeć w samolocie. Natychmiast zasłoniłem zasłonę. Byłem bardzo przerażony, widząc, że brakuje części silnika po mojej stronie - przekazał pasażer.
Inna pasażerka powiedziała, że widziała ogień i dym. Była podwójnie przestraszona, ponieważ od zawsze bala się latać samolotem.
Wystartowaliśmy jak do normalnego lotu, a tak naprawdę to ja trochę boję się latać. I pomyślałem, że to fajny samolot. Jest czysty. Wygląda nowocześnie. Będzie dobrze, spokojnie. A potem nagle było duże "bum". Można było je i poczuć i usłyszeć. Zaczęliśmy się trząść. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam dym. Było oczywiste, że coś jest nie tak - relacjonowała.
Jednak nie tylko w samolocie sytuacja wyglądała dramatycznie. Części palącego się silnika zaczęły spadać na okoliczne domy i podwórka. Według władz nikomu nic się nie stało, a straty materialne nie są duże. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.