Do zwolnienia prawie połowy załogi obsługującej supermarket w Wołczynie w powiecie kluczborskim doszło w połowie stycznia. Dziesięć kobiet pracujących na kasie otrzymało wypowiedzenia od samego szefa regionu, który przyjechał specjalnie na tę okoliczność zapowiadając zebranie.
Miało być zebranie i spotkanie z kierownictwem. Zapowiedź nie brzmiała groźnie. Myślałyśmy, że będą przekazywane jakieś pozytywne informacje – w rozmowie z portalem opole.naszemiasto.pl relacjonuje jedna ze zwolnionych kobiet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Okazało się jednak, że zamiast zebrania, kobiety są wzywane na rozmowy z szefostwem pojedynczo. "Czułam się jak w więzieniu" - mówi jedna z kasjerek i opisuje jak wychodząc z gabinetu po rozmowie była pilnowana przez zwierzchników by nie móc podzielić się wrażeniami z rozmowy z koleżankami.
Jedną z pierwszych osób, które tego dnia dostały wypowiedzenie była pani Anna. W rozmowie z lokalnym portalem tak wspomina swoje zwolnienie:
Pan dyrektor zaczął czytać wypowiedzenie, że 10 grudnia 2022 roku dokonałam konsumpcji towaru z lady tradycyjnej oraz jednego lizaka z opakowania zbiorczego.
I jak tłumaczy, w pierwszej chwili w ogóle nie mogła przypomnieć sobie opisywanej sytuacji. W końcu dotarło do niej, że chodzi o historię sprzed miesiąca kiedy jeden z pracowników częstował kasjerki połamanymi lizakami, które leżały na magazynie przeznaczone do wyrzucenia. "Nie wzięłyśmy ich sobie z półki" - zaznacza kobieta.
Gdy próbowała to wyjaśnić, dyrektor miał stwierdzić, że jeśli chce się tłumaczyć, to zaprasza ją do sądu.
Podobnie wyglądają relacje innych zwolnionych dyscyplinarnie kobiet. Pani Basia została oskarżona, że "degustowała towar z lady przeznaczony dla klientów". Zwolniona tłumaczy, ze sama kierowniczka zachęcała je do próbowania towaru po to, by wiedziały co sprzedają klientom.
W dalszych zwolnieniach zarzuty były podobne. Jedna z kasjerek została oskarżona o samodzielne skasowanie swoich zakupów bez asysty, choć jak tłumaczy takie sytuacje w sklepie zdarzały się na co dzień.
Osoby zatrudnione w sklepie pracowały w nim po kilkanaście lat i jak podkreślają nie otrzymywały w tym czasie żadnych nagan ani upomnień. Jednak sklep, w wydanym oświadczeniu przytaczanym przez lokalny portal tłumaczy, że zwolniono je ponieważ: "uczestniczyły w długotrwałym i cyklicznym procesie kradzieży produktów z lady mięsnej oraz z sali sprzedaży celem ich konsumpcji".
Byli pracownicy są rozgoryczeni, bo jak tłumaczą:
Byliśmy na każde zawołanie. I najbardziej nas boli to, że po tylu latach zostaliśmy potraktowani w ten sposób i przyczepiono nam łatkę złodziei.
Osoby zwolnione przez market zostały bez środków do życia. Co więcej, z powodu dyscyplinarek nie mają nawet prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Z pomocą przyszedł im burmistrz Wołczyna, bo jak tłumaczy na łamach opole.naszemiasto.pl, sytuacja poruszyła go także jako pracodawcę:
Jestem klientem tego sklepu i wiem, jak te osoby ciężko pracowały. Nieraz nie miały czasu zjeść śniadania. Moim zdaniem wzięcie z talerzyka plasterka szynki nie kwalifikujące się pod zwolnienie dyscyplinarne - tłumaczy burmistrz Jan Leszek Wiącek i zapowiada pomoc prawną i finansową dla zwolnionych z marketu osób.