+18
UWAGA!
Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych.
Agnieszka Szypielewicz| 

"Dzikie zwierzę w ciele człowieka". Uważał, że kobiety to podludzie

11

"To dzikie zwierzę w ciele człowieka. Nigdy nie zrozumie i nie pogodzi się z zasadami, rządzącymi ludzkim życiem" - tak o seryjnym zabójcy kobiet, Nikołaju Dżumagalijewie, mówił śledczy po wielomiesięcznym pościgu. Dżumagalijew nie tylko zabijał. Uważał, że kobiety to podludzie. Chciał zapanować nad nimi w pełni. Żeby to osiągnąć, pochłaniał je. I to dosłownie. Zjadł szczątki co najmniej dziesięciu swoich ofiar.

"Dzikie zwierzę w ciele człowieka". Uważał, że kobiety to podludzie
„To dzikie zwierzę w ciele człowieka” - tak o Nikołaju Dżumagalijewie, mówił śledczy po wielomiesięcznym pościgu. (Adobe Stock, murderpedia.org)

Nikołaj Dżumagalijew urodził się w 1952 roku w małej wiosce w Kazachskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Choć rodzina była biedna, jego ojciec przekonywał chłopca i jego trzy siostry, że są bezpośrednimi potomkami Czyngis-chana, krwawego przywódcy, który w XII wieku stworzył imperium mongolskie.

Nikołaj bardzo szczycił się tak "wysokim" pochodzeniem i uważał się za lepszego od innych dzieci. Dorastał w Związku Radzieckim, w którym chwalenie się pochodzeniem nie było dobrze widziane, więc nikt też nie wyprowadził chłopca z błędu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Maja Ostaszewska wspiera społeczność LGBTQ+. "Idę na Paradę Równości. Nie ma we mnie zgody na jakąkolwiek dyskryminację"

Potomek Czyngis-chana

Nikołaj miał oryginalną urodę. Uchodził za jednego z najprzystojniejszych uczniów w szkole, dlatego koleżanki często wzdychały do niego i obdarzały uśmiechami. Tymczasem on, rodzynek w rodzinie, uważał dziewczyny za gorszy sort i traktował je z pogardą. To, z jaką łatwością udawało mu się poderwać koleżankę na szkolnej potańcówce, uważał za dowód swojej tezy.

Pierwsze doświadczenia seksualne również nie należały do udanych - 18-letni Nikołaj zaraził się syfilisem. Gdy poznał diagnozę, miejsce pogardy do kobiet zajęła nienawiść. Już wtedy zaczął odczuwać potrzebę pozbawienia kogoś życia, był bowiem przekonany, że to wzmocni jego siły życiowe i uzdrowi. Nie zrealizował swojego planu tylko dlatego, że upomniało się o niego wojsko.

Gdy po kilku latach wrócił do rodzinnej miejscowości, planował zostać zawodowym kierowcą, nie zdołał jednak zdać egzaminu na prawo jazdy. Nie udało mu się znaleźć stałej pracy, dlatego parał się pracami dorywczymi. Nie chciał jednak wysłuchiwać zarzutów rodziców i wyjechał ze wsi. Podróżował po Związku Radzieckim, imał się różnych zajęć, był nawet członkiem ekspedycji na Dalekim Wschodzie ZSRR. W tym czasie stała się rzecz, o którą siebie nie podejrzewał - zakochał się w jednej z koleżanek z pracy. Ona jednak go odrzuciła i związała się z bliskim kolegą Nikołaja. W oczach Dżumagalijewa był to kolejny argument, by nienawidzić kobiet.

Pierwsza zbrodnia

W 1977 roku Nikołaj wrócił do rodzinnego domu. Miał 25 lat i od wszystkich wokół słyszał, że czas się ustatkować. Nie umiał prowadzić, ale znał się na naprawach samochodów, dlatego udało mu się znaleźć pracę w straży pożarnej.

Dwa lata później, w styczniu 1979 roku, Dżumagalijew miał pracę i w miarę ustabilizowane życie. Coraz bardziej zagłębiał się jednak w mroczne rejony swojego umysłu. Interesował się spirytyzmem, czytał książki o okultyzmie i zaczął wierzyć, że może nawiązać kontakt ze swoimi wybitnymi przodkami. Uważał też, że po zamordowaniu człowieka posiądzie też moc przewidywania przyszłości. Właśnie wtedy poczuł, że musi zabić jakąś kobietę.

Po latach mówił śledczym, że chciał sprawdzić, ile prawdy jest w twierdzeniu, że gdy zabójca poderżnie ofierze gardło, widać będzie wypływającą z ciała duszę. Nikołaj nie wybierał celu ataku z rozmysłem — napadł na pierwszą samotnie idącą kobietę, którą zobaczył tego dnia. Była to młoda studentka, członkini protestanckiego Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.

Nikołaj dopadł ją od tyłu i zadał kilka ciosów nożem. Ranną kobietę zaciągnął w krzaki. Tam rozpłatał jej gardło i zaczął pić krew. Później, nieniepokojony przez nikogo, pociął ciało ofiary na kawałki i włożył wszystko do dużej sportowej torby. Szczątki zamordowanej kobiety porzucił na wysypisku śmieci w pobliskiej miejscowości. To, co wyciął z jej ciała, zaniósł do domu. Jadł to przez niemal miesiąc.

Gorączka mordu

W kwietniu 1979 roku zaatakował ponownie — tym razem jego ofiarą padła znana w całej okolicy emerytka. Jej ciało zostało znalezione kilka tygodni po zaginięciu. Milicja nie wszczynała alarmu, ponieważ nie połączono tych dwóch spraw. Dopiero kolejne zabójstwo, do którego doszło na początku maja 1979 roku, zaledwie tydzień po znalezieniu ciała drugiej ofiary, sprawiło, że milicjanci zaczęli myśleć o tym, że zabójcą może być ta sama osoba.

Za trzecim razem Nikołaj działał rozważnie. Nie napadał na ulicy, ale włamał się do domku, w którym mieszkała starsza pani z córką i wnuczką. Nikołaj zabił najpierw starszą kobietę, a po kilku minutach młodszą. Dziecko, 12-letnia dziewczynka, zdążyła ukryć się w szafie, dlatego udało jej się przeżyć. Słyszała krzyki matki i babci, była więc sparaliżowana strachem. To uratowało jej życie. Nie potrafiła jednak opisać sprawcy ohydnej zbrodni.

Nikołaj, mając do dyspozycji znacznie więcej czasu niż wcześniej, tym razem podszedł do sprawy metodycznie. Wyciął ofiarom niemal wszystkie tkanki miękkie. Zapakował do torby i niezauważony wyszedł z domu. Dziewczynka, która chowała się w szafie, wyszła z niej dopiero kilka godzin po tym, jak Dżumagalijew opuścił dom.

Zemsta

Jak to bywa w przypadku seryjnych morderców, potrzeba zabijania narastała w Nikołaju lawinowo. Kolejny raz zabił zaledwie tydzień po majowej zbrodni. Tym razem zamordował kobietę, którą wskazała mu jedna z jego licznych kochanek (nie angażował się w te relacje emocjonalnie, traktując kobiety raczej jak lalki z sex-shopu, kiedy jednak nadarzyła się okazja, by zabić, skwapliwie z niej skorzystał).

Kochanka Nikołaja przekonywała go, że trzeba "zająć się" jej nielubianą koleżanką, która rzekomo ukradła pieniądze z torebki. Dlatego Nikołaj zaprosił kobietę do swojego domu, a po tym, jak zgodziła się pójść z nim do łóżka, udusił ją, a potem poderżnął jej gardło i wypił jej krew. Z ciałem postąpił tak, jak z poprzednimi ofiarami — jadł je przez miesiąc. Jednym z najbardziej drastycznych szczegółów sprawy, który zaszokował nawet bardzo doświadczonych milicjantów, było to, że Nikołaj wznosił się na kulinarne wyżyny (w ramach swoich możliwości) - szczątki wykorzystywał nawet do robienia farszu na pierogi i pielmieni.

Choć Dżumagalijew nie krył się specjalnie przed wymiarem sprawiedliwości, milicja nie potrafiła wpaść na jego trop. Trafił jednak do więzienia — podczas zakrapianej imprezy zastrzelił kolegę z pracy. Podczas przesłuchania śledczy zorientowali się, że z Nikołajem coś jest nie tak. Biegli orzekli, że jest niepoczytalny — ma nieleczoną schizofrenię, dlatego zarekomendowali, żeby trafił do szpitala psychiatrycznego, a nie do więzienia.

Szpital

Jako pacjent Nikołaj zachowywał się wzorowo — dlatego po czterech latach lekarze uznali, że nie stwarza już zagrożenia dla otoczenia i można go wypuścić. Dżumagalijew zabił już następnego dnia po wyjściu ze szpitala. Dla otoczenia wciąż jednak pozostawał przystojnym, nieco pogubionym sąsiadem.

Jedną z ostatnich ofiar Nikołaj zamordował niemal na oczach gości, którzy przyszli do niego na imprezę. W pewnym momencie zaproszone osoby zorientowały się, że nigdzie nie ma gospodarza i dziewczyny, która przyszła do domu Nikołaja ze znajomymi. Gdy ktoś otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju, wszyscy zamarli - Dżumagalijew siedział na ciele zamordowanej przez siebie kobiety i odcinał jej głowę. Gdy goście z krzykiem uciekli z jego domu, dokończył. Uciekł dopiero na widok milicji. Ukrył się w domu swojej znajomej, po kilku dniach jednak został złapany. Dżumagalijew znowu trafił do szpitala psychiatrycznego, z którego uciekł po ośmiu latach, podczas przewożenia go do szpitala o lżejszym rygorze. Przez kilka miesięcy ukrywał się w górach Ałatau, żywiąc się tym, co upolował. Mieszkał w szałasie. Gdy udało mu się zmylić tropy, zabił po raz ostatni, nie zmieniając modus operandi.

Wolność?

W końcu jednak znudziło mu się życie z daleka od cywilizacji. Zrobił dużo, by zostawić ślady i wpaść w ręce milicji. Udało mu się: po kilku miesiącach obławy milicja zatrzymała człowieka, którego nazwali "Żelazny Kieł" za sprawą metalowych koronek na zębach.

Liczył, że znowu po kilku latach w szpitalu psychiatrycznym, wyjdzie na wolność. Tak się jednak nie stało — eksperci uznali, że musi być w szpitalu psychiatrycznym do końca swojego życia. Przebywa w nim po dziś dzień. Według niektórych doniesień, część lekarzy uważa, że 72-letni

Dżumagalijew już nie stwarza zagrożenia dla społeczeństwa. Czy aby na pewno? Jeden ze śledczych, który prowadził sprawę zabójstw, do których przyznał się potem Dżumagalijew, określił go mianem "bestii, która nie uznaje ludzkich praw".

Źródło:Damosfera.pl
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić