– Ukraina traci setki żołnierzy dziennie, upadło kolejne ważne miasto. Jednak UE nadal wydaje się bardziej dbać o gaz Putina – grzmi David Patrikarakos. Jako reporter wojenny odwiedził ukrytą bazę wojskową ukraińskiej armii w Donbasie. Wysoko nad głowami jego i oprowadzającego go żołnierza brzęczały drony obu stron konfliktu.
Wewnątrz bazy zakazane jest oświetlenie elektryczne, a ludzie używają swoich telefonów, żeby rozjaśnić ciemności. Nie wolno wychodzić z okopów i kręcić się przy bazie: nawet zapalniczka może wystarczyć, aby wywołać atak drona – tłumaczy Patrikarakos.
Reporter nie kryje, że rozmawiający z nim Ukraińcy są sfrustrowani. Podczas gdy w ich kraju codziennie giną tysiące ludzi, wielu w Europie wzrusza ramionami i narzeka na rosnące koszty życia i inflację. Znużenie przygnębiającym tematem, na który osobiście ma się nikły lub żaden wpływ, jest zresztą zupełnie naturalną reakcją.
Ale powiem ci: wszystko to jest dokładnie to, czego chce Władimir Putin. Nie mogłoby być lepiej, nawet gdyby sam to zaplanował. Fakt, jego początkowe urojenia o rosyjskim blitzkriegu rozwiały się: Ukraina nie poddała się jego siłom w ciągu kilku godzin lub dni. Ale dyktator zmienił taktykę i teraz gra w dłuższą, jeszcze straszniejszą grę: spycha ludzi i materiały na Ukrainę, nie myśląc o przerażających kosztach – uważa doświadczony reporter wojenny.
Patrikarakos twierdzi, że według ukraińskich szacunków do tej pory zginęło około 26 tys. rosyjskich żołnierzy. To prawdopodobnie błąd reportera: ukraińskie władze codziennie aktualizują liczbę zabitych Rosjan i szacują obecną liczbę ofiar po stronie rosyjskiej na 34 tys. osób.
Putin ma nadzieję, że gdy obie strony zostaną okopane w krwawym bagnie, Zachód – zwłaszcza kontynentalna Europa – przekształci jego ludobójstwo w zaściankowy spór graniczny o miedzę. (...) Dla celów Putina impas jest lepszy niż przegrana. Nie możemy pozwolić mu wygrać. Bo nie ma wątpliwości: jeśli odwrócimy wzrok, zatriumfuje dzięki naszej bierności — i nie zatrzyma się na Ukrainie – ostrzega Patrikarakos.
Czytaj też: Dramat na Morzu Czarnym. Wszystko przez Putina
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.