Otworzyła się szczelina wulkaniczna, lawa wypływa w odległości kilkuset metrów na północ od miasta (Grindavik) i płynie w jego kierunku.
Zanim tam dotrze, może minąć od pół dnia do doby - mówiła Kristin Jonsdottir, ekspert ds. zagrożeń naturalnych z islandzkiego Instytutu Meteorologii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z soboty na niedzielę w tym rejonie odnotowano serię trzęsień ziemi i podjęto decyzję o ewakuacji mieszkańców Grindaviku. Miejscowość jest częściowo pozbawiona prądu.
Czytaj także: Merapi znów wybuchł. Miesiąc po śmiertelnej erupcji
Polacy wśród mieszkańców ewakuowanego miasteczka
Wulkan, który wybuchł, znajduje się na północ od miasteczka Grindavik. Liczy ono 4 tys. mieszkańców, jest wśród nich także skupisko Polonii.
Zanim lawa dotrze, może minąć od pół dnia do doby - przekazała Kristin Jonsdottir, ekspertka ds. zagrożeń naturalnych z Islandzkiego Instytutu Meteorologii.
Erupcja wulkanu sprawiła, że w ziemi otworzyły się szczeliny, przez które następuje wyrzut strumieni lawy. One zlewają się ze sobą, tworząc pewnego rodzaju ogniste jezioro, które przesuwało się w stronę miasteczka. Dotarło do niego około w niedzielę około godziny 21 polskiego czasu.
Prezydent Islandii, Gudni Johannesson zapewnił, że żadnemu życiu nie zagraża bezpieczeństwo. Jedyne, co może być zagrożone, to infrastruktura. Nie ma też zakłóceń w ruchu lotniczym. Zdecydowano jednak o zamknięciu pobliskiego kąpieliska Blue Lagoon oraz dróg dojazdowych.
Straty w ludziach
Poprzedni wybuch wulkanu na półwyspie Reykjanes miał miejsce pod koniec grudnia.
W środę do jednej ze szczelin, jaka powstała przez aktywność wulkaniczną, wpadł robotnik usuwający zniszczenia. On i jego współpracownicy zajmują się wypełnianiem szczelin, co ma pomóc w przywróceniu miasta do życia.
W ratowaniu mężczyzny brało udział 40 ratowników. W niedzielę poinformowano o zakończeniu akcji ratunkowej.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.