- Postanowienie o umorzeniu nie jest prawomocne, wpłynęło na nie zażalenie - przekazała PAP we wtorek szefowa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku Elwira Laskowska.
Śledczy wyjaśniali okoliczności incydentu z 9 listopada ubiegłego roku. Doszło do niego w okolicach Hajnówki. Wówczas aktywiści związani z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym podali w mediach społecznościowych, że gdy ich grupa odbywała w lesie rutynowy patrol w poszukiwaniu osób potrzebujących pomocy - jego uczestnicy głośno rozmawiali po polsku - padł w ich pobliżu strzał.
Według relacji jednego z aktywistów, funkcjonariuszka SG oddała strzał ok. 10 metrów od niego i nie uprzedziła tego wezwaniem np. "Stój, bo strzelam!".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktywiści opublikowali również nagranie, na którym widać kilka osób idących po lesie i słychać odgłos wystrzału. Później pokazali kolejne materiały, gdzie pojawił się zapis rozmowy z dwójką funkcjonariuszy. Słychać tam, jak funkcjonariuszka SG, pytana przez aktywistę, czy oddała strzał "ślepakiem", potwierdza to.
Nie strzelamy do ludzi - mówi w nagraniu funkcjonariuszka.
Kontekst rozmowy wskazywał na to, że grupa aktywistów została uznana za grupę nielegalnych migrantów. Służby prasowe SG tłumaczyły, że patrol nie strzelał z broni służbowej w kierunku aktywistów, którzy pojawili się w miejscu, gdzie była prowadzona "niejawna obserwacja w związku z poszukiwaniem osób, które nielegalnie przekroczyły granicę z Białorusi do Polski"
SG podała jednocześnie, że w komendzie policji w Hajnówce przeliczona została ostra amunicja do broni służbowej funkcjonariuszy z tego patrolu oraz że SG na wyposażeniu nie ma broni hukowej.
Użyła broni hukowej. Śledczy przyjrzeli się sprawie
W związku z tym zdarzeniem śledczy ustalali, czy doszło do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszkę poprzez niezasadne oddanie strzału i do narażenia w ten sposób innych osób na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Użyta broń hukowa była prywatną własnością funkcjonariuszki. Nie potrzebowała na nią pozwolenia.
Po zebraniu dowodów śledztwo zostało umorzone.
Nie było znamion czynu zabronionego - powiedziała PAP prok. Laskowska.
Śledczy stwierdzili, że w zachowaniu funkcjonariuszki nie było umyślnego przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu prywatnego. Poza tym w żadnych przepisach dotyczących działania Straży Granicznej nie ma zakazu posiadania i używania na służbie takiego wyposażenia (opisanego przez śledczych jako broń alarmowa i sygnałowa). Poza tym na broń hukową nie jest potrzebne pozwolenie.
Prokurator Laskowska spostrzegła, że patrol SG przypadkowo wziął aktywistów za grupę migrantów. Strzał natomiast miał charakter ostrzegawczy, a funkcjonariuszka, używając broni hukowej, nie chciała zrobić nikomu krzywdy.
Pomyłki nie można traktować w kategoriach umyślności. Tym samym nie można przyjąć, że funkcjonariusz przekroczył swoje uprawnienia - kontynuowała.
Została zapytana też o obrażenia (problemy ze słuchem), na które po incydencie uskarżał się pokrzywdzony. W reakcji zauważyła, że nie ma wyników badań sprzed tego wydarzenia, żeby można było ten stan porównać.
Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy jest różnica - podkreśliła.
Zażalenie na decyzję o umorzeniu postępowania złożył mężczyzna, który ma status pokrzywdzonego. Jeżeli prokuratura je uwzględni, to śledztwo zostanie wznowione. Jeżeli nie, to zażalenie rozpatrzy sąd.
Czytaj także: 33-latek w rękach Straży Granicznej. Ujawnili, co robił
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.