Izraelskie pustynie - Judzka i Negew - rozciągają się pomiędzy północnym wybrzeżem Morza Martwego a kurortem Ejlat nad Morzem Czerwonym. Jedna przechodzi w drugą mniej więcej na wysokości miasta Dimona. Ta pierwsza jest chętnie odwiedzana przez turystów ze względu na bliskość Jerozolimy, Morze Martwe oraz ruiny starożytnej twierdzy Masada. Negew zaś przyciąga jedynie romantyków, którzy chcą sprawdzić, jak wygląda zachód słońca widziany ze szczytu krateru.
Tak naprawdę oprócz dzikich krajobrazów nie ma tam zbyt wiele do podziwiania. Mało kto przemierza trasę z Tel Awiwu do Ejlatu samochodem – lot samolotem trwa tyle, co godzina lekcyjna, więc ruch na nielicznych drogach prowadzących przez Negew jest raczej mały. Dlatego trudno sobie wyobrazić, że są grupy przestępcze, które odpuszczają sobie szansę zrobienia dużych pieniędzy gdzieś między Tel Awiwem a Netanją, a walczą o dominację na pustyni. A jednak!
Najważniejsze miasta tego regionu - od Aszkelonu i Aszdod po Beer Szewę - należą do najbogatszych w Izraelu. Państwo "pompuje" w tę część kraju olbrzymie pieniądze, wielkie firmy lokują tu swe siedziby, a dla deweloperów jest to prawdziwa ziemia obiecana. Wzdłuż reprezentacyjnych alei miejskich wyrastają olbrzymie apartamentowce o wyrafinowanej architekturze, a podmiejskie rezydencje z basenami wyglądają niczym z okolic Las Vegas.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Można powiedzieć, że pustynia kwitnie nie tylko wiosną.
Scena, którą zarejestrowała kamera przemysłowa, mogłaby pochodzić z jakiejś hollywoodzkiej produkcji. Na filmie widać, jak kilku ubranych na czarno mężczyzn wyskakuje z samochodu i podbiega do białego auta, które podjeżdża do dystrybutora na stacji benzynowej. Jego kierowca szybko się orientuje, że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo, więc wyskakuje na zewnątrz i rozpoczyna szalony bieg. Owszem, może być szybszy od napastnika, ale nigdy nie będzie szybszy od jego kul. Siedmiu kul. Rozlegają się strzały - ofiara potyka się i upada na asfalt, tuż pod izraelską flagą. Kilerzy rozpływają się niczym w oparach Morza Martwego. Wkrótce media doniosą: dziś zginął jeden z ojców chrzestnych izraelskiej mafii, Bnei Benny Shlomo, boss, który przez cała lata rządził na południu kraju, od Aszkelonu i Beer Szewy po Ejlat.
Komu mogło zależeć na śmierci gangstera, zwanego - z racji pochodzenia - Etiopczykiem? Tu znawcy tematu raczej nie mieli wątpliwości, bo już od wielu lat kraj żył wojną, jaką toczył klan Shlomo z inną, równie potężną i bezwzględną grupą, kierowaną przez Shaloma Domraniego. I, jak to często bywa w izraelskim podziemiu kryminalnym, oba rody początkowo pozostawały w sojuszu, by z biegiem lat zamienić się w zaciekłych wrogów.
Czytaj także: Konflikt na Bliskim Wschodzie. Co z Polakami w Libanie?
Shlomo na pewno się spodziewał, że klan Domranich będzie próbował (nie pierwszy zresztą raz) zastawić na niego zasadzkę. Siedem lat wcześniej w mafijnych porachunkach poniósł śmierć jego starszy brat - Shalom. Cyngiel zastrzelił go na południu Izraela obok jego własnego domu. Natomiast kilka miesięcy wcześniej policja zatrzymała samochód, którym podróżowało kilku dwudziestolatków – ubrani byli w kamizelki kuloodporne i mieli przy sobie kilka sztuk broni palnej. Nie ma wątpliwości, że funkcjonariusze dostali cynk o planowanym zamachu na Shlomo (a może także inne "osobistości" z jego najbliższego otoczenia) i szybko wytypowali auto, którym poruszali się kilerzy. No, ale co się odwlecze…
W czasie zabójstwa Benny’ego jego rywal, czyli Shalom Domrani, był na wakacjach w Maroku. Być może chciał odpocząć na plaży w Casablance, a może po prostu pragnął zapewnić sobie alibi: "Co ja mam z tym wspólnego? Przecież byłem w zupełnie innym miejscu i myślałem o zupełnie innych rzeczach".
Powodów, dla których Domrani mógł spiskować przeciwko Shlomo, było jednak wystarczająco dużo. I to takich z nieodległej przeszłości. W marcu 2022 roku ludzie tego drugiego próbowali uderzyć w najczulszy punkt bossa klanu Domranich, czyli zastrzelić jego syna Nissima. Do wykonania egzekucji wyznaczono trzech cyngli – dwaj pochodzili z Kaukazu, a jeden był urodzony w Izraelu. Zamach został zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach: najpierw ekipa wyruszyła białą toyotą w kierunku Givat Zion na przedmieściu Aszkelonu, gdzie na ulicy Binyamin czekała na nich skradziona nieco wcześniej mazda. To nią mieli się poruszać w poszukiwaniu Nissima. Natomiast w toyocie zmieniono tablice rejestracyjne – miała posłużyć do ewakuacji ekipy już po wykonaniu zadania. Jej kierowcą był wspomniany Izraelczyk.
Gangsterzy z Kaukazu pozostali w maździe. Dostali informację, że Nissim zamierza odwiedzić myjnię samochodową w dzielnicy Migdal – rzeczywiście mężczyzna przyjechał tam swoim dostawczym peugeotem. I to tam jeden z kilerów, w kominiarce na twarzy, zaczął do niego strzelać z glocka. Nissim próbował uciekać, ale upadł i jeśli mógł na coś liczyć, to tylko na brak profesjonalizmu cyngla. Ten drugi wystrzelił czternaście naboi, ale tylko pięć z nich utkwiło w ciele ofiary. Kiedy uciekał z miejsca zbrodni, z pewnością był przekonany, że Nissim nie żyje i że jego ojciec Shalom już może szykować ukochanemu synowi godny pogrzeb.
Gangsterzy oblali mazdę łatwopalną substancją i podpalili, po czym odjechali toyotą w stronę Aszkelonu. Tuż przed miastem spalili swoje ubrania oraz fałszywą tablicę rejestracyjną. Wydawało się, że cała akcja się udała i sprawcy nigdy nie zostaną ujęci. A jednak zostali skuci kajdankami kilkanaście minut później – na drodze do miasta Dimona, leżącego niemal na progu pustyni Negew. Skąd policja wiedziała, że to właśnie samochód należący do zabójców? Niewykluczone, że ktoś "puścił farbę" – o planowanym zamachu wiedziało wiele osób, także z innych grup przestępczych.
Nissim przeżył, choć odniósł ciężkie rany i został częściowo sparaliżowany. Jednak nie na tyle, aby odmówić policji zeznań. Powiedział, że nie ma pojęcia, kto do niego strzelał i nie wie, o co w tym całym zdarzeniu chodziło. Przecież nie ma żadnych wrogów, prowadzi legalny biznes, może to była jakaś pomyłka?
Oczywiście, policja doskonale wiedziała, że nie było mowy o pomyłce i nakazała Shalomowi Domraniemu, aby wyniósł się z Aszkelonu, razem z rodziną i aby nigdy nawet się nie zbliżał do tego miasta. Dla bezpieczeństwa własnego i innych mieszkańców.
Nakaz wyjazdu dotyczył również niektórych kompanów Domraniego, m.in. Moshe "Chico" Dahana, który brał udział niemal we wszystkich bitwach wojny z Bennym Shlomo.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Gangi Izraela" Artura Górskiego, która ukazała się 19 czerwca 2024 roku nakładem wydawnictwa Agora