Kaczyński i Błaszczak przedstawili założenia do nowej ustawy o obronie ojczyzny. "Chcesz pokoju, szykuj wojnę" - powiedział wicepremier Kaczyński, zapowiadając, że armia ma być większa i lepiej wyposażona. Uproszczone mają być zasady awansów. Nie wróci za to - czego się obawiano - pobór wojskowy.
Ustawa, jeśli zostanie przeprowadzona, może być rewolucyjna. Zapowiedziano m.in. zmiany w sposobie awansu żołnierzy, dodatki motywacyjne, nowy rodzaj wojsk (wojska cyberobrony), rozwiązania dla podchorążych i zapowiedź radykalnego zwiększenia sił zbrojnych.
Zastrzeżenia co do ustawy ma były szef prezydenckiego BBN gen. Stanisław Koziej. Projekt, w rozmowie z o2.pl, określa mianem: "z wielkiej chmury mały deszcz".
Więcej tu propagandy niż zmian, które uda im się przeprowadzić. W latach 90. próbowaliśmy usunąć ustawę z 1967 r. i zastąpić ją dwiema: o obronności i służbie wojskowej. Dobrze, że taka próba integracji prawa obronnego została podjęta, ale jeśli w rządzie zabrali się do tego w taki sposób, w tajemnicy, wąskim gronie, to nawet w koalicji rządzącej trudno będzie im utrzymać kurs, a co dopiero w parlamencie - mówi Koziej.
Dodaje, że tak fundamentalne z punktu widzenia polskiej racji stanu kwestie powinny być szeroko konsultowane, dyskutowane, uzgadniane już nie tylko np. z prezydentem i BBN, ale także w środowiskach eksperckich oraz – co szczególnie istotne – ponadpartyjnie.
Co z finansowaniem?
Gen. Koziej mówi, że zaskakuje brak w prezentacji problematyki całego pierwszego rozdziału ustawy o powszechnym obowiązku obrony. Ta traktuje o kompetencjach organów władzy i administracji w zakresie obronności: prezydenta, Rady Ministrów, wojewodów, najwyższych dowódców wojskowych, czyli o całym systemie kierowania obronnością państwa.
Tymczasem, jak dodaje generał, istnieje np. pilna potrzeba ustawowej poprawy mechanizmów "cywilizujących" współdziałanie między prezydentem a rządem w zakresie kierowania obronnością, w tym zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi, aby uniknąć tak gorszących scen, jak swego czasu publiczny konflikt min. Macierewicza z prezydentem Dudą.
Za słabość projektu generał uznaje też zastąpienie zadań Wojewódzkich Sztabów Wojskowych, czyli terenowej administracji wojskowej, przez WOT. Dowódca brygady WOT będzie więc zarówno dowódcą, jak i urzędnikiem wojskowym.
Ponadto takie rozstrzygnięcia kontynuują błędną, w ocenie generała, filozofię podejścia państwa do zadań reagowania na zagrożenia kryzysowe, niemilitarne, których przybywa. Odpowiedzią na nie nie może być, jak diagnozuje oficer, tworzenie kolejnych jednostek wojskowych do takich zadań, ale wzmacnianie służb państwa wyspecjalizowanych w ich zwalczaniu (policji, straży pożarnej, służb ratowniczych itp.).
Tymczasem zamiast tego tworzymy coraz więcej formacji WOT: czy są gdzieś potrzebne, czy nie. Teraz w tej ustawie zamierza się jeszcze bardziej poszerzyć takie zadania WOT, czyniąc je odpowiedzialnymi za zarządzanie kryzysowe w województwach. To marsz w błędnym kierunku - mówi Koziej.
Zalety? Też są
Generał Koziej podkreśla, że nie chce jedynie krytykować pomysłów rządu. Zauważa też dobre strony zaprezentowanego projektu ustawy. Jako pierwszą wymienia przede wszystkim chęć zmiany. Zintegrowania i uproszczenia rozproszonego po wielu ustawach prawa obronnego.
Za to trzymam kciuki. Pochwaliłbym dobrowolną służbę wojskową, aktywną służbę rezerwową, uelastycznienie polityki kadrowej, wzmacnianie wojsk obrony cyberprzestrzeni. Te propozycje, stricte wojskowe, mają sens. Gorzej jest natomiast ze sprawami polityczno-wojskowymi - mówi w rozmowie z o2 gen. Koziej.
Ale zaraz dodaje przy tym największą wadę projektu: skompromitowanie narracji, że będziemy zwiększali siły zbrojne, nie podając jednocześnie konkretów o takim samym zwiększeniu ich finansowania.
Przekonuje, że wojsko jest najbardziej "państwową z państwowych" struktur państwa. Z tego powodu ustawowe opieranie jego utrzymywania i rozwoju na ustanawianiu pozabudżetowych mechanizmów finansowania nazywa "nieporozumieniem". Twierdzi, że powinien być jasno określony proporcjonalny do ambicji zwiększania wojska wzrost udziału budżetu wojskowego w PKB.
Jeśli jest mowa o zwiększeniu potencjału armii kilkakrotnie – jak powiedział wicepremier, więcej niż o 100 proc. - to może warto byłoby zapisać w ustawie zwiększenie, np. w perspektywie dekady, nakładów również kilkakrotnie większych od obecnych, czyli co najmniej do 5 proc. PKB. Inaczej to jest tylko pustosłowie i propaganda - podkreśla były szef BBN.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.