Zaledwie w styczniu gen. Norbert Iwanowski stwierdził w Białymstoku, że "pierwsza dywizja piechoty Legionów stała się faktem". Miała to być piąta dywizja ogólnowojskowa w siłach zbrojnych RP. Teraz zaś minister Mariusz Błaszczak zapowiedział formowanie szóstej. O poprzedniej wiadomo na razie niewiele, za to plany ministerstwa obrony są ogromne, ale głównie na papierze.
Obecnie w siłach zbrojnych istnieją cztery dywizje. Jednak w okresie wyborczym władza, która postanowiła mocno eksploatować temat bezpieczeństwa narodowego, idzie na całość. Powstawać mają kolejne jednostki.
Rząd PiS dokonuje również wielkich zakupów. Modernizacja armii trwa, a stary, poradziecki sprzęt jest stopniowo zastępowany przez nowoczesny, zachodni. Potrzebne są jednak pieniądze, a ponieważ rząd ich nie ma, kupuje na kredyt. Kredyty z kolei mają do siebie to, że trzeba je spłacać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Papierowa armia
Oficjalnie liczebność Wojska Polskiego wynosi ok. 170 tys. żołnierzy. Niestety częściowo to zasługa kreatywnej księgowości. Za pełnoprawnych żołnierzy uznaje się zarówno ludzi, którzy mają jeszcze doświadczenia na misjach w Afganistanie czy Iraku, oraz tych, którzy trafili na krótkie przeszkolenia w Dobrowolnej Zasadniczej Służbie Wojskowej.
Minister Obrony Narodowej przekonuje, że jego plan to liczące 300 tys. żołnierzy siły zbrojne, "najsilniejsza armia lądowa w Europie". Takie wizje snuł Mariusz Błaszczak jeszcze w kwietniu. Próbuje wprowadzić ten plan w życie, zapowiadając to tu, to tam powstanie kolejnych batalionów, pułków i odtwarzanie zdolności. Polska ma być silna, a chronić ją ma liczna, dobrze wyposażona armia. Tyle że póki co funkcjonuje to na papierze i w sferze planów.
Z ostrą krytyką poczynań i zapowiedzi szefa MON wystąpił były Szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Gocuł. Ten wykształcony na Zachodzie oficer był w przeszłości m.in. zastępcą szefa Zarządu Planowania Użycia Sił Zbrojnych i Szkolenia. Zagadnienia związane z modernizacją armii są mu doskonale znane. Do pomysłów Błaszczaka i innych polityków odnosi się bardzo krytycznie.
Analizować, planować, ulepszać
W rozmowie z o2.pl generał mówi, że tworzenie inicjatywy, która ma wypełniać zadania obronne, musi odbywać się według ściśle określonego planu. Trzeba myśleć o zasobach ludzkich: nie tylko żołnierzach, ale i oficerach, i podoficerach, którzy stworzą tkankę tej dywizji. O ich wyposażeniu i sprzęcie wojskowym, ale także o logistyce: wsparciu eksploatacji i zabezpieczeniu funkcjonowania nowych jednostek. O warunkach zabezpieczenia szkoleniowego wreszcie.
Kraj musi mieć nie tylko poligony, na których będzie mógł szkolić żołnierzy, ale także kadrę szkoleniową i środki finansowe na szkolenia. Trzeba zapewnić też możliwość współpracy tej jednostki z wojskami sojuszniczymi. Dlatego, w ocenie gen. Gocuła, potrzebujemy odpowiedniej infrastruktury. Równie istotne są struktury organizacyjne, dostosowane do potrzeb. A widzimy, że w wielu wypadkach są to struktury kadłubkowe - przekonuje generał.
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy słyszę nową zapowiedź, to fakt, że minister tak naprawdę nie kieruje się troską o bezpieczeństwo Polek i Polaków, ale potrzebą polityczną, wyborczą - uważa gen. Gocuł.
Jak podkreśla, można stworzyć i 100 dywizji, w każdej po 20 żołnierzy i powiedzieć, że Polska jest bezpieczna.
Każda zapowiedź ministra różni się od poprzedniej tym, że jest bardziej irracjonalna - mówi ostro gen. Gocuł.
MON, tu ziemia!
Stworzenie najmłodszej dotychczas w Wojsku Polskim, 18. Dywizji Zmechanizowanej gen. Gocuł nazywa "kaprysem ministra". Mówi, że skończyło się na tysiącach odejść z wojska, bo żołnierze po prostu dostawali przydziały i nagle przenoszono ich na wschód kraju, do odległych garnizonów, bez wsparcia i zabezpieczenia socjalnego ich samych i ich rodzin.
Ministerstwo utraciło poczucie rzeczywistości. Ogołocono jednostki już istniejące, nie mamy napływu nowych ludzi, a mamy za to coraz starszą kadrę dowódczą. Zostaniemy z utworzonymi brygadami bez ludzi, wyposażenia, ale za to z dowództwem dywizji - przewiduje oficer.
Jak podkreśla, co chwila dowiadujemy się o tworzeniu nowych jednostek.
A jesteśmy w stanie powiedzieć, jakie są dziś potrzeby obronne RP? Żołnierzy i kadrę będziemy nabierać z tego, co jest już w innych formacjach, tracąc również gotowość bojową tych jednostek. To, co robimy w tej chwili, jest robione na pokaz - mówi twardo generał Gocuł.
Idzie też dalej mówiąc, że nie mamy jednostek wojskowych gotowych do działania w trybie pilnym. Tzn. bez ich mobilizacyjnego uzupełnienia. Za przykład podaje obecną operację wojskową, która toczy się przy granicy z Białorusią. Zabezpiecza ją kilka tysięcy żołnierzy.
Nie jesteśmy w stanie wysłać na granicę jednej pełnej, interoperacyjnej i zgranej brygady, więc improwizujemy, wysyłając komponenty różnych jednostek, ale za to zapowiadamy tworzenie nowej dywizji - zżyma się gen. Gocuł.
I zadaje pytania: czy mamy sprzęt, wyposażenie, ludzi, system szkolenia, niezbędną infrastrukturę, by stworzyć nową formację? Czy ujęto tworzenie tej dywizji w programie rozwoju SZ RP, alokując odpowiednie nakłady osobowe, rzeczowe i finansowe, czy jest to kolejna pilna potrzeba polityczna?
Czy my posiadamy obecnie zdolności do rozwinięcia mobilizacyjnego naszych Sił Zbrojnych, czy posiadamy sprzęt i wyposażenie indywidualne, umundurowanie, zapasy środków bojowych i materiałowych dla wojska na wypadek wojny? To jest (kolejna) dywizja wyborcza, która prawdopodobnie nigdy nie powstanie - grzmi generał.
Przypomina zarazem, że za granicą mamy wojnę. Zaś rząd i centralna administracja państwowa mówią, że priorytetem jest bezpieczeństwo. Gen. Gocuł mówi o2.pl, że kiedy to słyszy "zaczyna się bać. I powinni się bać obywatele".
Ale podaje i inne przykłady niekompetencji w zarządzaniu siłami zbrojnymi. Oberwało się także prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Generał mówi, że prezydent "jak nikt" przyłożył rękę do rozbicia systemu planowania przygotowań obronnych państwa.
Najlepszym tego przykładem jest brak dokumentu wykonawczego do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP, podstawowego dokumentu pozwalającego odpowiedzialnie przygotować Plan Reagowania Obronnego państwa i pozostałe dokumenty planowania i programowania obronnego. Od ponad trzech lat! - krytykuje Gocuł.
Narzeka też na upolitycznienie wojska "do granic możliwości". Jak ocenia, generalicja częściej się zastanawia, jak zadowolić ministra, co przełoży się na błyskotliwy przebieg kariery, a nie nad tym, jak poprawić stan armii.
Można by się zżymać na takie twierdzenia, gdyby nie to, że choćby podczas pikniku wojskowego 14 sierpnia w Uniejowie prezesa PiS nie opuszczał na krok Mariusz Pawluk. Były krótkotrwały dowódca jednostki GROM następnego dnia otrzymał awans na generała brygady. Prezes PiS bardzo chętnie pokazuje się zresztą w otoczeniu wojskowych.
Co na to NATO?
Na koniec zaś generał Gocuł formułuje tezę bardzo niebezpieczną. Obawia się, że nie ma w Polsce jednostek wypełniających Tabelę sił - kluczowy element naszych zobowiązań sojuszniczych w ramach Celów Sił Zbrojnych NATO dla Rzeczypospolitej.
Nie spełniamy w tym zakresie standardów NATO. Nie uczestniczymy w pełni i odpowiedzialnie w procesie planowania obronnego Sojuszu, zastępując ten proces pilną potrzebą operacyjną - przekonuje były Szef Sztabu Generalnego.
Dodaje, że rządzący wpychają Polskę w samodzielność strategiczną - niestety na kredyt i w bliżej nieokreślonej przyszłości. A taką "samodzielność" nazywa izolacją a nie transformacją. A sami, jak konkluduje, nie zrównoważymy potencjału przemysłowo-wojskowego przeciwnika. Nawet z kolejną wyborczą dywizją.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.