Małgorzata Gersdorf skomentowała sprawę w rozmowie z RMF FM. - Nie mieliśmy żadnego wypadku i do wieczora także świadomości, że po drodze wydarzyło się coś złego - zaznaczyła.
W ten sposób odniosła się do mocnych zarzutów. Chodzi o nieudzielenie pomocy uczestnikom wypadku i niewezwanie służb ratunkowych.
Wypadek miał miejsce w środę przed godz. 9:00. Wówczas Gersdorf podróżowała do Augustowa. Za kierownicą siedział natomiast jej mąż. Była I prezes SN i ze znajomą znajdowały się na tylnych fotelach.
W pewnym momencie zarejestrowaliśmy jakiś przelatujący kawałek blachy czy gumy, który uznaliśmy za oderwaną część przejeżdżającej ciężarówki i to wszystko - zapewniła Gersdorf.
Małgorzata Gersdorf tłumaczy. "Dowiedzieliśmy się z internetu"
Była I prezes SN poinformowała także, że na samochodzie, którym podróżowała z mężem, nie ma śladów kolizji.
O tym, że po drodze mijaliśmy miejsce, gdzie doszło do śmiertelnego wypadku, dowiedzieliśmy się z internetu, po 17:00, kiedy mąż został wezwany do złożenia wyjaśnień przez policję - podkreśliła Małgorzata Gersdorf.
Informacje na temat wypadku w rozmowie z Wirtualną Polską przekazał rzecznik podlaskiej policji Dariusz Krupa. - Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że motocyklista stracił panowanie nad pojazdem. Od momentu, kiedy policjanci zaczęli zbierać materiały dowodowe, okazało się, że to zdarzenie drogowe zostało nagrane, mamy zabezpieczony film. Szczegółów nie mogę ujawniać, bowiem zostało w tej sprawie wszczęte prokuratorskie śledztwo - przekazał.
WP ustaliła, że z nagrania odczytano numery rejestracyjne auta, którym jechała Gersdorf. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.