Spotkanie Xi i Bidena było pierwszym od kryzysu tajwańskiego w ub. roku. Wtedy na Tajwan poleciała spiker Izby Reprezentantów USA, Nancy Pelosi, co wywołało kryzys w relacjach dwustronnych obu krajów. Zerwano wtedy kontakty wojskowe pomiędzy państwami. Teraz Biden zapowiedział ich przywrócenie.
Prezydent USA oznajmił po spotkaniu, że "dokonali prawdziwego postępu". Na swoim koncie w platformie X (dawniej Twitter) napisał, iż "docenia rozmowę (...) z przewodniczącym Xi". Komunikatów było zresztą więcej.
Myślę, że najważniejsze jest, byśmy się jasno rozumieli, jak przywódca z przywódcą. Są krytyczne wyzwania globalne, które wymagają naszego wspólnego przywództwa. I dzisiaj dokonaliśmy prawdziwego postępu - napisał Joe Biden.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uniknąć incydentów
Wątek kontaktów wojskowych jest istotny ze względu na duże napięcia na Morzu Żółtym i Morzu Południowochińskim. Tłumaczy to w rozmowie z o2.pl komandor Wiesław Goździewicz. Ekspert w zakresie planowania operacyjnego NATO przekonuje, że na tych akwenach dzieje się zbyt wiele, by zostawić sprawy dowódcom wojskowym szczebla taktycznego - pojedynczych okrętów czy nawet ich zespołów. Stąd powrót do otwartej komunikacji na szczeblu Pentagonu i jego chińskiego odpowiednika.
W mojej ocenie to nie jest sygnał "ocieplenia" relacji, tylko stworzenie kanału łączności w celu zapobieżenia potencjalnym incydentom, które mogłyby doprowadzić do zaognienia sytuacji - mówi Goździewicz.
Takie kontakty nie są, jak mówi, niczym nowym ani szczególnym. Podobne, w tym odpowiednie kanały łączności USA utrzymują z rosyjskimi siłami w Syrii, a nawet bezpośrednio z rosyjskim Sztabem Generalnym w kwestiach związanych z wojną na Ukrainie. Również w celu unikania potencjalnie niebezpiecznych incydentów.
Choćby w przestrzeni powietrznej, gdzie - biorąc pod uwagę prędkość maszyn wojskowych, sekundy, a nawet ułamki sekund mogą zadecydować o tym, czy np. nie dojdzie do kolizji podczas rutynowego przechwycenia - dodaje oficer.
Jednak przełom? Nie
Zdaniem eksperta PISM, Marcina Przychodniaka, rewolucji nie należy jednak oczekiwać. Realne rozwiązania będą ustalane podczas spotkań na dużo niższych szczeblach. Na tak wysokim poziomie, jak spotkanie głów państw, przełomu nie należy oczekiwać.
Przychodniak przekonuje, że to krok w dobrym kierunku, ale nie będziemy wspominać tego spotkania jako milowego kroku ku normalizacji. Było, jak ocenia w rozmowie z o2.pl, kilka pozytywnych komunikatów, kilka pozytywnych obrazków, obie strony tego potrzebowały, jednak dodaje, by "nie oczekiwać cudów".
To raczej powrót do tego, co było przed wizytą Nancy Pelosi na Tajwanie. Stabilizacja, ale bez rewolucji. Najważniejsze są kwestie kontaktów między siłami zbrojnymi, dialogu między Departamentem Obrony a chińskim MON. Ale to również nic nowego. To powrót do tego, co było, co mieliśmy i widzieliśmy. Istotna jest współpraca antynarkotykowa, stworzono w tym celu grupę roboczą, ale konkretów i wielkiego postępu tu nie ma, nie widzę tego - komentuje ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Twierdzi on, że na efekty tego spotkania trzeba po prostu poczekać. Podczas spotkania z Barackiem Obamą przewodniczący Xi deklarował np. zmniejszenie liczby cyberataków na USA czy niemilitaryzowanie Morza Południowochińskiego, ale to były słowa i na nich się skończyło.
"Zestaw rytualny"
Istotne są także kwestie Tajwanu. Zdaniem Przychodniaka, przewodniczący Xi oczekiwał w tym kontekście deklaracji niezgody na niepodległość wyspy. Tego nie dostał, a Biden potwierdził, że utrzymany zostanie status quo, starając się zapobiec pogłębieniu konfliktu.
Biden poruszył też kwestie wojny w Ukrainie, walk między Izraelem a Hamasem, sprawę praw człowieka w Tybecie, czy Sinkiangu, ale to rytualny zestaw tematów, które trzeba było na tym poziomie poruszyć. Chińczycy próbują spowolnić amerykańskie działania antychińskie, ale nie mają złudzeń, że Amerykanie przestaną nakładać ograniczenia na ich kraj. Istotnym elementem było spotkanie Xi z przedstawicielami amerykańskiego biznesu. Xi próbuje wzmocnić element lobbingu środowisk biznesowych na administrację USA, ale perspektywy nie są różowe - konkluduje Marcin Przychodniak.
Sytuacja jest pod kontrolą
Andrzej Kohut, amerykanista Ośrodka Studiów Wschodnich jako najważniejsze w tym spotkaniu, że w ogóle do niego doszło. Szczególnie, że oba kraje przeżywają obecnie swoje chwile słabości. USA z tytułu sytuacji międzynarodowej: wojen w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, a Chiny z tytułu sytuacji gospodarczej, wysokiego bezrobocia wśród młodych i sygnałów pogarszającej się koniunktury.
Najważniejsze jest, że przywrócono relacje wojskową między obydwoma krajami, zerwane po wizycie Nancy Pelosi na Tajwanie. Spotkania i rozmowy przywódców odbywają się cyklicznie i trudno było oczekiwać wielkich słów i przełomu. To raczej sygnał, że pomimo narastającej rywalizacji sytuacja jest pod kontrolą. To spotkanie miało nadać pewien, nazwijmy to sygnał dotyczący tych relacji i pokazać, że obie strony próbują zachowywać dobrą wolę - mówi o2.pl Kohut.
Były, jak mówi, idące w świat uśmiechy i przekaz, że to nie jest okres zimnej wojny. Zachowano dobrą atmosferę nawet pomimo pewnego zgrzytu z użyciem przez Joe Bidena określenia "dyktator" wobec Xi Jinpinga. Biden próbował wybrnąć z sytuacji i dodał, że dyktatorem jest ktoś, kto "rządzi krajem komunistycznym".