Jedna z najstarszych warszawskich nekropolii jest dewastowana i bezczeszczona niemalże na oczach jej bywalców.
Odwiedzający groby bliskich na bródnowskim cmentarzu mają dosyć tego, co obserwują na co dzień i domagają się stanowczych działań w tej sprawie.
Kradzieże zniczy i kwiatów, a także podpalenia koszy na śmieci, do jakich dochodzi w ostatnim czasie, mocno nadszarpnęły ich cierpliwość. O wszystkim zdecydowali się opowiedzieć reporterowi "Faktu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak widzę, że się pali, to dzwonię po straż i sam biegnę z wiadrem gasić, bo przecież za chwilę zapali się jakieś drzewo i będzie jeszcze większy problem. Poza tym, jak to wygląda, żeby na cmentarzu dochodziło do pożarów. To miejsce zmarłych i powinien być tu spokój, a nie żeby jeździły straże pożarne - skarży się a łamach tabloidu dozorca cmetarza.
Niektórzy łapią się za głowy, bo znicze i świeże wiązanki kwiatów potrafią zniknąć z grobowca zaledwie w kilka godzin od zakupu.
Kupiłam nie tak dawno piękne kwiaty na grób taty. Przychodzę po kilku dniach, a ich nie ma. Ktoś po prostu przyszedł na grób i je sobie zabrał. Przecież to nie mieści się w głowie, co ci ludzie wyprawiają - opowiada jedna z kobiet cytowana przez "Fakt".
Zbulwersowani mieszkańcy dzielnicy sugerują, że zwiększenie liczby patroli Straży Miejskiej w obrębie cmentarza mogłoby pomóc. Nie kryją, że czekają na reakcję miejskich służb.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.