Przed laty Paul był przewodnikiem turystycznym w Zimbabwe. Setki razy podróżował wodnymi ścieżkami tego kraju z turystami, którzy mogli w ten sposób zobaczyć dziką naturę z innej perspektywy.
Fatalnego dnia grupa pływała kajakami w pobliżu Wodospadu Wiktorii. Paul, inni przewodnicy oraz turyści nagle spostrzegli grupę hipopotamów, które zdawały się być w bezpiecznej od nich odległości.
Nagle jeden z hipopotamów zbliżył się i uderzył w kajak, który wyskoczył z wody i wylądował na jego grzbiecie. Kolega Paula, który płynął wspomnianym kajakiem, wpadł do wody. Paul krzyknął do innego instruktora, żeby zabrał turystów w bezpieczne miejsce. On sam ruszył na pomoc koledze, który wpadł do wody.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: To pewne. Już można je spotkać w polskich lasach
Trzykrotne połknięcie
W czasie akcji ratunkowej agresywny hipopotam aż trzykrotnie usiłował połknąć Paula. Za drugim razem mężczyzna prawie utonął w jego paszczy, gdy drapieżnik zanurzył głowę w wodzie. Później ponownie rzucił się na Paula z otwartym pyskiem i złapał go za tors.
To wszystko wyglądało jak w zwolnionym tempie. Myślałem, że ugryzie mnie na pół i zobaczyłem, jak moja krew miesza się z wodą i pamiętam, że pomyślałem: czy wykrwawię się na śmierć, czy utonę? Czułem się jakby nic, co zrobiłem, nie miałoby żadnego efektu - relacjonował Paul w rozmowie z LADbible.
Lewa ręka mężczyzny uległa całkowitemu zmiażdżeniu, a jedna z ran była tak głęboka, że widać było jego płuco. W sumie Paul miał 38 ran. Z początku chirurdzy myśleli, że straci obie ręce i jedną nogę. Jednak lekarzom udało się uratować nogi i prawą rękę mężczyzny.
Paul winił się za śmierć kolegi przewodnika, którego nie udało mu się ocalić. Ale postanowił, że ani to ani utrata ręki nie będą go ograniczać.
Dziś jest mówcą motywacyjnym. Napisał też książkę pt. "Co ze mnie zostało".