Konflikt mieszkańców miasta Roosendaal w Holandii z polskim sklepem trwa już od sześciu lat. Jak mówią, lista problemów, które spowodował supermarket, jest bardzo długa. Sąsiedzi codziennie samodzielnie patrolują ulicę. Wielokrotnie prosili właściciela, aby zrobił cokolwiek w tej sprawie, ale ignorował wszystkie prośby.
Mieszkańcy skarżą się na niewłaściwe zachowania Polaków, którzy są główną klientelą supermarketu "Swojska Chata". Przychodzą do sklepu pijani lub piją wprost pod witryną. Tam również oddają mocz, wymiotują. Wielokrotnie zdarzały też przypadki bójek z miejscowymi, dewastacje okolicznych budynków oraz ogrodów. Problemem jest też niewłaściwe parkowanie.
Dzielnica nie interweniowała, burmistrz zapowiada walkę
Jak informuje miejscowy portal Zuidwest Update, okoliczni mieszkańcy skarżą się też na to, że władze dzielnicy nie chciały w żaden sposób zareagować, mimo że nieruchomość, którą wynajmuje właściciel polskiego sklepu, jest jej własnością. Holendrzy byli tak sfrustrowani, że na początku tego roku zorganizowali protest przeciwko polskiemu supermarketowi na swojej ulicy.
Po manifestacji przeciwników sklepu sprawę zainteresował się burmistrz miasta. Zapowiada, że po zbadaniu wszystkich okoliczności miasto może zmusić gminę do rozwiązania umowy najmu lokalu z właścicielem. "Chcemy doczekać się wyników tych badań, a dzięki temu będziemy w stanie powiedzieć jak uniknąć tego w przyszłości" - mówi burmistrz Han Van Midden.
Mieszkańcy patrolują okolicę
Mieszkańcy sąsiednich z polskim supermarketem budynków postanowili codziennie patrolować okolicę, żeby notować wszystkie niepożądane zachowania Polaków. Liczą, że w ten sposób miasto zareaguje na problem szybciej. Patrole mają też zapobiec ewentualnym bójkom czy groźbom ze strony pijanej klienteli sklepu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.