Środowiskowy Dom Samopomocy w Rzeszowie jest placówką dzienną, przeznaczoną dla 95 osób niepełnosprawnych intelektualnie, przewlekle psychicznie chorych oraz dla osób ze spectrum autyzmu lub niepełnosprawnościami sprzężonymi. Podopieczni ŚDS spędzają w placówce kilka godzin dziennie.
Jak wyjaśnia rzeszowska "Gazeta Wyborcza", dom ma dwie lokalizacje – przy ul. Ofiar Katynia oraz Powstańców Styczniowych. Córka rozmówczyni gazety od trzech lat uczęszcza do placówki przy ul. Ofiar Katynia, przeznaczonej dla osób z autyzmem lub niepełnosprawnościami sprzężonymi.
Uważam, że w placówce nie ma właściwej terapii. Ludzie, którzy tam pracują, nie mają kwalifikacji do pracy z autystykami – przekonuje kobieta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jej zdaniem, w placówce brakuje terapeutów, problemem jest również zła organizacja pracy, a "programy, które powinny być realizowane z podopiecznymi, są tylko na papierze". W efekcie podopieczni placówki między godz. 7.30 a 9.30 "plączą się po korytarzu" i pomieszczeniach bez celu.
[...] A już całkiem kuriozalne jest to, że terapeuci sprzątają mopem schody, łazienki, zamiast zajmować się terapią. Pracownicy nie dokształcają się. Fizjoterapeuta busem przywozi uczestników rano i rozwozi ich do domów już od godz. 13.00, zamiast wykonywać rehabilitację i usprawnianie uczestników, zgodnie z zatrudnieniem – przekonuje w rozmowie z "GW" matka podopiecznej ośrodka.
Poniżanie i przemoc
Zarówno matka podopiecznej ŚDS-u w Rzeszowie, jak i była wicedyrektorka placówki – Renata Sielska-Płonka, w rozmowie z "GW" przedstawiają znacznie poważniejsze zarzuty pod adresem personelu. Kobiety twierdzą, że podopieczni placówki przechodzą przez piekło z powodu okropnego traktowania przez opiekunów.
Kiedyś jeden z podopiecznych ubrudził się kałem, opiekun zrobił mu zdjęcie i przesłał do innego pracownika z wulgarnym komentarzem. Moją córkę jeden z pracowników obszukiwał, bo sprawdzał, czy nie ma podsłuchu. [...] Jak to możliwe, że opiekun, pan X [podaje nazwisko], który kopie uczestnika i wykrzykuje do niego: "Wypad na obiad!", wciąż tam pracuje? – relacjonuje matka podopiecznej placówki.
– 26 maja 2022 r. jedna z opiekunek złośliwie zdecydowała, że pracownicy nie będą mojego dziecka zwozić windą – twierdzi kobieta. Jak wyjaśnia, jej córka, ze względu na zaburzenia sensoryczne, panicznie boi się schodzenia w dół po schodach. – Krzyczy, serce jej wali, woła ratunku, broni się, ściskając opiekuna – tłumaczy rozmówczyni "GW".
Kobieta zadzwoniła do dyrektorki placówki Teresy Piątek, żeby wyjaśnić tę sprawę, ale przebieg rozmowy był zaskakujący. – Pani dyrektor zaczęła mnie przepraszać, tłumacząc się, że terapeuci są na mnie źli – mówi kobieta.
Jako matka jestem zrozpaczona, że nie uchroniłam swojej córki przed bestialstwem ze strony pani X [podaje nazwisko]. Bo czym innym jest wykorzystywanie swojej siły i znęcanie się nad słabszym, niepełnosprawnym, który nie jest w stanie się obronić? Sądzę, że wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, jak tam traktowane są ich dzieci. Bo skąd mają wiedzieć? Dzieci im nie powiedzą – przekonuje.
Naśmiewanie z seksualności podopiecznych?
Szokujące są również informacje ujawnione przez byłą wicedyrektorkę placówki. Ta opowiada m.in., że pracownicy naśmiewają się z seksualności podopiecznych – gdy "dochodzi u nich do rozładowania seksualnego, a oni z powodu głębokiej swojej niepełnosprawności nie są w stanie pohamować swojej seksualności".
Zarówno była wicedyrektorka, jak i matka podopiecznej ośrodka, od kilku tygodni informują instytucje o nieprawidłowościach w ŚDS, m.in. w wydawaniu publicznych pieniędzy, brakach w dokumentacji i zachowaniach przemocowych.
Gdy "Wyborcza" próbowała skontaktować się z dyrektorką placówki, prosząc o komentarz, okazało się, że w ŚDS trwa już kontrola. – Dlatego nie mogę ustosunkować się do tych zarzutów – poinformowała Teresa Piątek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.