- 18 marca Izrael przerwał trwające od 2 miesięcy zawieszenie broni w Strefie Gazy.
- Od tego czasu zaatakowane zostały m.in. siedziby ONZ i Czerwonego Krzyża, a także szpital Nasser.
- Według kontrolowanego przez Hamas ministerstwa zdrowia w Gazie od 18 do 24 marca zginęło co najmniej 730 osób.
- Zdaniem dr. Osamy Hameda sytuacja jest nawet gorsza niż w ubiegłym roku. Codziennie giną kobiety i dzieci. - Nikt nie był gotowy na tak potężną eskalację - mówi chirurg.
Zawieszenie broni w Strefie Gazy rozpoczęło się 19 stycznia br., ale 18 marca Izrael wznowił ataki, a tego samego dnia tamtejszy minister obrony Israel Katz zapowiedział, że "bramy piekła otworzą się dla Gazy", jeśli Hamas nie uwolni wszystkich zakładników znajdujących się na terenie Palestyny. - Wyślemy przeciwko Hamasowi siły, jakich nigdy nie widział - mówił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pochodzący z Jordanii dr Osama Hamed przebywa w Strefie Gazy od 6 lutego. Jest chirurgiem ogólnym w szpitalu w Dajr al-Balah. Wcześniej był na dwóch podobnych misjach medycznych - w lutym i marcu oraz w czerwcu i lipcu 2024 r. Jak podkreśla, obecnie sytuacja jest gorsza niż wtedy.
1 marca Izrael zakazał transportu czegokolwiek do Gazy, a więc przestały docierać żywność i paliwo. Potem wznowiono ataki. Wszystko potoczyło się nagle, nikt nie był gotowy na tak potężną eskalację. Sytuacja jest katastrofalna na wszystkich poziomach - mówi lekarz, którego wyjazd do Strefy Gazy jest współfinansowany przez Polską Misję Medyczną.
- Gdy byłem w Strefie Gazy w ubiegłym roku, wszystko było mniej więcej jasne - gdzie jest bezpiecznie, a gdzie nie, jak się przemieszczać, jak koordynować z Izraelem działania naszych misji humanitarnych. Ale odkąd w ubiegły wtorek wojna została wznowiona, nawet personel WHO nie rozumie, co się dzieje - dodał.
Zginął pracownik ONZ. "Nie ma żadnych czerwonych linii"
19 marca do szpitala, w którym pracuje dr Hamed, przewieziono rannych pracowników Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wszyscy przebywali w budynku będącym siedzibą personelu ONZ w Dajr al-Balah, w który uderzył pocisk.
- Zginął jeden pracownik ONZ, dwóch zostało ciężko rannych, a trzech doznało niegroźnych obrażeń. Przebywali w miejscu, które miało być bezpieczne. Wybór lokalizacji koordynowało WHO. I to bezpieczne miejsce zostało zaatakowane. To przerażające - stwierdził.
W poniedziałek 24 marca sekretarz generalny ONZ António Guterres ogłosił, że w związku z tym i podobnymi atakami organizacja zredukuje obecny w Strefie Gazy personel o jedną trzecią. To pierwszy przypadek, odkąd w 2023 r. wybuchła wojna, wycofywania przez ONZ pracowników z Gazy. Guterres stwierdził, że decyzja ta była "trudna", ale zaznaczył też, że "ONZ nie opuszcza Gazy".
Tego typu ataków - na siedziby organizacji międzynarodowych, a także szpitale - było w ostatnim czasie więcej.
- W poniedziałek zaatakowano biuro Czerwonego Krzyża. W niedzielę z kolei miał miejsce atak na szpital Nasser w Chan Junus. Wszystkich nas w szpitalu Al-Aksa bardzo to zmartwiło. Boimy się, bo widzimy, że nie ma żadnych czerwonych linii, nie ma żadnych granic, które Izrael by szanował. Wszyscy są celem. Szpitale są pełne pacjentów, przebywa w nich bardzo dużo kobiet i dzieci. Przywożonych jest mnóstwo ciał. Nigdy nie widziałem czegoś takiego, nawet w ubiegłym roku nie było tak źle - dodał.
Dramatyczna sytuacja. "Nasza trójka na cały szpital"
Kobiety i dzieci, jak relacjonuje dr Hamed, to główni pacjenci szpitala Al-Aksa.
- W dniu, kiedy wznowiono wojnę, przywieziono do nas ciężarną z poważnymi obrażeniami. Miała uraz wątroby, przeprowadziliśmy operację. Teraz znowu jest w szpitalu i z tego, co słyszałem, konieczna była aborcja. Straciła dziecko. Przywieziona została też martwa kobieta w zaawansowanej ciąży. Próbowaliśmy robić cięcie cesarskie, uratować dziecko, ale nie przeżyło - stwierdził.
Kilka godzin przed naszą rozmową dr Hamed operował młodą pacjentkę, ofiarę jednego z ataków. - Miała 17 lat. Straciła obie nogi na wysokości bioder. Operacja trwała prawie 5 godzin. Ze stołu operacyjnego trafiła na OIOM, gdzie potem zmarła - relacjonuje.
W szpitalu brakuje personelu. W efekcie dr Hamed od kilku dni pracuje - nie licząc krótkich przerw na sen - 24 godziny na dobę.
- W lutym i marcu ubiegłego roku było sporo lekarzy, nawet miejscowych. Mieliśmy ok. 15 chirurgów, lokalnych i zagranicznych, do tego ok. 50 rezydentów i studentów medycyny. Były 4 zespoły, każdy po ok. 10 osób. Personelu było więc dużo. A teraz? W niedzielę wieczorem np. byłem tylko ja, jeden miejscowy chirurg i jeden rezydent. I koniec. Nasza trójka na cały szpital. Czasem nie ma nawet rezydenta. Kiedy więc jednocześnie przyjeżdża 5 albo 6 rannych, to nie wyrabiamy - powiedział.
Chirurg nie ukrywa, że praca w takich warunkach jest wycieńczająca psychicznie.
- Mam stany depresyjne. Śnią mi się koszmary. Całą noc wokół nas słychać wybuchy. Bardzo się boję. Trudno jest zaakceptować to, co się dzieje. Trudno z tym żyć. Zewsząd słychać ataki i nikt nie próbuje nic robić, żeby to powstrzymać. Trwa to już 17 miesięcy i nie widać żadnych rozwiązań. Podczas zawieszenia broni ludzie mieli chwilę oddechu, byli radośni. A teraz znów sytuacja jest fatalna, nawet gorsza niż wcześniej - stwierdził.
- To prawdziwa katastrofa. Miałem już koszmary o atakach na szpital Al-Aksa. Tutaj nikt nie jest bezpieczny - dodał.
Na koniec zwrócił się do Polaków. - Dziękuję wam, bo to wy sponsorujecie naszą misję. Dziękuję, że stoicie po stronie ludzkości i pomagacie tym, którzy tej pomocy naprawdę potrzebuję - oznajmił.
Łukasz Dynowski, dziennikarz o2.pl
Wspieraj pomoc Polskiej Misji Medycznej w Strefie Gazy:
- ustaw płatność cykliczną w Twoim banku na działania PMM lub na https://pmm.org.pl/wplacam/
- przekaż darowiznę na numer konta Polskiej Misji Medycznej: 40 1030 1508 0000 0008 2378 3004
- załóż własną zbiórkę na platformie http://misjapomoc.pmm.org.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.