Kilka dni temu grupa osób podających się za marynarzy ORP Orzeł napisała list o fatalnym stanie okrętu. Alarmowali, że Orzeł miał problem z wynurzeniem i jest w coraz gorszym stanie technicznym. MON dementuje te informacje, twierdząc, że autorami listu nie są marynarze.
Uwaga mediów skupia się na okrętach podwodnych, ale cała marynarka jest w kłopotach. Eksperci wojskowi zwracają uwagę i alarmują, że stan okrętów - i całej marynarki jako rodzaju sił zbrojnych - systematycznie się pogarsza.
Przygotowując poniższy tekst, postanowiliśmy sprawdzić, jak zmieniał się stan MW RP na przestrzeni trzech dekad: od odzyskania niepodległości na przełomie lat 80. i 90., przez akcesję do NATO i stan obecny.
Przypomnijmy, że do 1991 r. Polska była częścią Układu Warszawskiego, który był skierowany przeciwko NATO. W związku z tym nasz kraj, jako państwo frontowe, dysponował silną, choć przestarzałą armią. Również marynarką. Dwa okręty (ORP Wodnik i ORP Piast) brały udział w działaniach wojennych podczas wojny w Zatoce Perskiej.
Początek regresu
Jak opisuje ekspert wojskowy Jarosław Ciślak w książce "Marynarka Wojenna RP 1995", MW miała wtedy całkiem pokaźne siły. Łącznie były to 74 duże lub średnie okręty wojenne, w tym niszczyciel rakietowy, dozorowiec oraz okręty rakietowe. Przede wszystkim zaś kilkanaście jednostek przeznaczonych do zwalczania okrętów podwodnych. Jednak wtedy zaczęła się powolna degeneracja marynarki.
Na początku lat 90. MW wyglądała co najmniej solidnie. Ale wtedy też zaczął się regres. Pierwsza rzecz to pieniądze. Okręty wojenne są drogie. Łatwiej jest kupić w tym roku 5 czołgów, a w przyszłym 10. Gorzej, kiedy trzeba złożyć podpis na kontrakcie na trzy okręty podwodne, których koszt idzie w miliardy złotych. A nie tylko marynarka wymaga nakładów - mówi o2.pl kontradmirał Mirosław Mordel, do 2019 r. Inspektor Marynarki Wojennej.
Po drugie, jako czynnik degenerujący wymienia brak świadomości wśród decydentów i społeczeństwa. Ocenia, że politycy nie rozumieją ani tego, że mamy dostęp do morza, ani znaczenia tego w systemie interesów i bezpieczeństwa RP.
Nigdy nie wrócił sposób postrzegania tej kwestii, jaki był w okresie II RP, kiedy budowaliśmy marynarkę w dobry sposób - mówi admirał Mordel.
Wtóruje mu publicysta morski Wojciech Budziłło. Przekonuje, że politycy żadnego ugrupowania po upadku Układu Warszawskiego nie potrafili sprecyzować zadań sił morskich oprócz enigmatycznych zapisów o "obronie interesów Polski na morzu oraz współdziałania z sojusznikami". Tak samo jak Mordel wymienia również brak świadomości w społeczeństwie.
Polska stoi tyłem do morza. Polacy nie rozumieją, że bezpieczeństwo transportu morskiego odbije się na ich codziennym życiu i portfelach. Załóżmy, że coś złego wydarzy się na Bałtyku. Może się wówczas okazać, że np. w sklepach zabraknie owoców z Ameryki Łacińskiej, markowego obuwia sportowego czy transportowanego drogą morską sprzętu RTV i AGD. Przestaną zarabiać na opłatach przeładunkowych i celnych nasze porty, co odbije się na wielkości budżetu. I tę dziurę budżetową trzeba będzie jakoś załatać, szukać oszczędności. Może na takich programach socjalnych jak 500+? - mówi o2.pl Budziłło.
Oprócz sporych sił nawodnych, w ostatnią dekadę XX w. marynarka wchodziła z trzema okrętami podwodnymi. Pierwszy to pozyskany w 1986 r. ORP Orzeł, dwa pozostałe to mocno już wtedy wyeksploatowane okręty typu Foxtrot. Wydawało się, że sytuacja może być tylko lepsza. I początkowo - była.
NATO - promyk nadziei
Okres po wejściu Polski do NATO był stosunkowo dobrym czasem dla MW RP. Admirał Mordel mówi, że wtedy pojawiły się w marynarce fregaty rakietowe typu Oliver Hazard Perry (służą w MW do dziś) i podwodne Kobbeny, które zastąpiły poradzieckie Foxtroty. I choć nabytki te były określane jako rozwiązanie pomostowe, to marynarka wyszła, jak mówi Mordel, "na szerokie wody". Marynarze uczyli się procedur i współpracy z kolegami z Zachodu. Pojawiła się Morska Jednostka Rakietowa.
Publicysta magazynu "Nowa technika wojskowa" Dawid Kamizela mówi o2.pl, że choć pozyskaliśmy sprzęt używany, to użytkowaliśmy go aktywnie i wykuwaliśmy kadrę, która mogła współdziałać z flotami państw zachodnich. Przekonuje, że lepsza niż dekadę wcześniej sytuacja budżetowa dawała realne nadzieje na odejście od "pomostowych" fregat OHP i Kobbenów na nowe okręty. Wtedy rozpoczęto budowę słynnego Gawrona, który - po 19 latach - wreszcie pływa jako ORP Ślązak.
W 1999 r. MW była tym rodzajem sił zbrojnych, który był najlepiej zintegrowany technicznie z sojusznikami natowskimi. Byliśmy chwaleni za modernizację polegającą na zastępowaniu sprzętu poradzieckiego sprzętem zachodnim. Jako przykład można podać torpedy MU-90, do przenoszenia których zmodernizowano śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych Mi-14 - dodaje Wojciech Budziłło.
Ale po okresie entuzjazmu, sytuacja wyraźnie zaczęła się psuć. Mimo że polscy marynarze jako pierwsi ruszyli do NATO w ramach Partnerstwa Dla Pokoju, rolę MW zaczęto coraz bardziej marginalizować.
"Boli serce"
Mimo początkowego entuzjazmu marynarka zaczęła przeciekać, a potem powoli tonąć. Ruszyły cięcia. Do końca 2003 r. wycofano samoloty MiG-21 i TS-11 Iskra, znajdujące się na wyposażeniu Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.
Zaczęto wycofywać i złomować okręty, nie zastępując ich nowymi. W 2003 r. np. niszczyciel rakietowy ORP Warszawa i dwa ścigacze projektu 912. Pozostałe sześć "dziewięćsetdwunastek" - rok później. W 2006 r. wycofano kutry zwalczania okrętów podwodnych projektu 918M.
Nie liczba okrętów decyduje o sile marynarki. Ani wtedy, ani teraz. Kiedy więc wycofano z linii 10 okrętów, trzeba było zabezpieczyć zdolności i postarać się wprowadzić choćby 4 – ale tak, by zachować jakąś ciągłość, umiejętności i zdolności marynarzy. Boli serce, kiedy się na to patrzy - mówi admirał Mordel.
W 2009 r. minister obrony Bogdan Klich zaakceptował 14 programów operacyjnych sił zbrojnych. MW znalazła się w piątce programów głównych. Jednak pomimo szumnych obietnic, marynarce obiecano głównie "płytką modernizację". Sprowadzała się ona w zasadzie do jednego - utrzymać to, co jest, na wodzie. A koszty, ze względu na rosnący wiek okrętów, rosły. W 2013 r. wycofane zostały małe okręty rakietowe ORP Metalowiec i ORP Rolnik. Następców nie było.
Marynarze i eksperci, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że marynarka weszła w stan ostrego kryzysu w ostatniej dekadzie. I choć do służby wprowadzono ORP Ślązak czy ORP Kormoran, to wciąż brakuje nam dużych, pełnomorskich okrętów bojowych. Najgorzej jest zaś w dywizjonie okrętów podwodnych. Ten został tylko z jednym, starym i mocno zużytym "Orłem". Odchodzą doświadczeni marynarze, następców nie widać.
Czytaj też: ORP Orzeł blisko katastrofy. "Pudrowanie trupa"
Od 10-15 lat wszyscy mówią, że kroplówka nie wystarczy, a trzeba zrobić operację... i nikt nic z tym nie robi. Okres po roku 2010 zdecydował o obecnym stanie MW. Teraz wymiany wymaga niemal wszystko, a koszty byłyby gigantyczne - przekonuje adm. Mordel.
Przyszłość w ciemnych barwach
Dodaje, że dzisiaj ministrowie znów składają szumne zapowiedzi: pozyskanie okrętów podwodnych w programie pod kryptonimem Orka czy fregat. O tych ostatnich mówił niedawno minister Mariusz Błaszczak. Program ma nosić kryptonim "Miecznik". Tyle że marynarze obietnice słyszą od lat.
A COŚ zrobić trzeba. W ubiegłym roku, jak wyliczył dziennikarz wojskowy Tomasz Dmitruk, średnia wieku okrętu w MW wynosiła ponad 34 lata! Najstarsze jednostki, zwodowane w latach 60. Kobbeny czy trałowiec Flaming, wycofano, ale ORP Gen. Kazimierz Pułaski czy bliźniaczy Gen. T. Kościuszko mają 43 lata.
Znowu widać światełko w tunelu. Ale boję się, że to znowu będzie pociąg. Który tym razem nas rozjedzie - dodaje Mordel, który obietnice te słyszał bardzo często.
Kiedy w końcu wystąpił z ostrą krytyką zapewnień bez pokrycia, został zwolniony ze służby przez Błaszczaka. Co zrobić, by poprawić ten stan rzeczy?
Wg doktora Michała Piekarskiego z Instytutu Spraw Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, rozwiązaniem byłoby najszybsze podjęcie decyzji w sprawie okrętów nawodnych i rozpoczęcie ich budowy, a potem podjęcie decyzji w sprawie zakupu okrętów podwodnych. Tak aby zachować terminy zapisane w planie modernizacji technicznej.
Jednocześnie należy podjąć starania, aby zachować ciągłość szkolenia marynarzy z okrętów podwodnych; czy to poprzez kolejne rozwiązanie pomostowe, czy szkolenie naszych specjalistów na okrętach sojuszniczych, tak aby byli jak najlepiej przygotowani do przejęcia nowych jednostek - mówi o2.pl Piekarski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.