"Do opłacanych przez PiS za publiczne pieniądze trolli: Tak! Pedofile też mają prawa! Jak wszyscy inni przestępcy! Żadnego człowieka nie wolno piętnować - nawet pedofila!" - napisał we wtorek wieczorem prof. Hartman w serwisie X. Pod wpisem pojawiło się ponad tysiąc komentarzy, w większości negatywnych.
Jak informowało w środę o2.pl, po tym wpisie wśród polityków Nowej Lewicy zapanowała konsternacja. Jeszcze tego samego dnia w godzinach wieczornych przekazano, że prof. Hartman nie będzie jednak kandydatem Nowej Lewicy do Sejmu. "Oddaliśmy się wnikliwej refleksji w tej sprawie" - komentowała posłanka Anna Maria Żukowska.
Co na to wszystko sam prof. Hartman? W rozmowie z o2.pl zdradza kulisy tego, co się działo w środę. - Zastanawianie się trwało cały dzień, późnym popołudniem zapadła decyzja, żeby mnie wycofać - oznajmił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl: Kto zaproponował panu bycie "jedynką" Lewicy w Nowym Sączu?
Prof. Jan Hartman: Marszałek Włodzimierz Czarzasty, a któż inny? Kto mógłby do mnie zadzwonić, jego sekretarka? Oczywistym jest, że szef ugrupowania dzwoni i wychodzi z propozycją. Może nie mieli nikogo innego na ten okręg, ktoś zaproponował moje nazwisko, zostało to zaakceptowane i tyle.
Była jakaś reakcja ze strony marszałka Czarzastego, kiedy wybuchła awantura wokół pana słów?
Oczywiście, było rozczarowanie, rozgoryczenie, choć może akurat sam pan marszałek rozumiał tę sytuację lepiej niż inni. Wielu posłów poczuło się zagrożonych i wzburzonych, bo też nie bardzo rozumieją lub rozumieli różnicę między "potępiać" i "piętnować". I zaczęła się panika moralna, która zmiata wszystko na swej drodze.
I zmiotła także pana.
Dziś, by tak rzec, panika opadła, ale klamka zapadła. Pewnych decyzji już nie da się cofnąć.
A była krytyka i telefony z Lewicy "co pan opowiada"?
O sprawie powiadomił mnie marszałek Czarzasty. Zadzwonił rano, powiedział, że jest jakiś problem… Cóż, on proponował mi start, więc i on zadzwonił. Zastanawianie się trwało cały dzień, późnym popołudniem zapadła decyzja, żeby mnie wycofać i tyle.
Ma pan jeszcze plany związane z polityką?
Nie, już nie. Plany miałem do roku 2014 r. Może poza grzecznościowym kandydowaniem do rady dzielnicy Wola w Warszawie, ale wracać do polityki nie chciałem i tu nic się nie zmieniło. Nie jestem politykiem, jestem osobą, wobec której były pewne plany i się nie powiodły. To tyle.
Jest żal z pana strony?
Żal mam do siebie. Powinienem był się domyślić, że ludzie nie rozumieją słowa "piętnować" i powinienem był dopisać zdanie do tego tweeta, że pedofilów trzeba potępiać, a nie piętnować. Może jest mi żal, że mnie tak potraktowano, ale życzę Lewicy jak najlepiej. Uważam, że popełniła błąd, wycofując mnie, ale pierwsze koty za płoty i liczę na dobry wynik Lewicy.
Co chciał pan wnieść do Sejmu?
Gdybym się tam dostał, to myślę, że byłbym wielkim kłopotem dla ugrupowań gangsterskich (nazwy pozostawię domyślności czytelników). Zakładając, że PiS pozostanie przy władzy, to byłbym dla nich równie przykry i uciążliwy jak Klaudia Jachira. Bardzo podziwiam jej odwagę i elokwencję, myślę, że funkcjonowałbym podobnie.
A merytorycznie?
Merytorycznie można wnosić coś, kiedy jest się w ugrupowaniu zwycięskim, takim, które przejmuje władzę… Odpowiadają mi zagadnienia związane z nauką i edukacją. Tym chciałbym się zajmować. Pewnie chciałbym być też w komisji spraw zagranicznych, bo mam do tego smykałkę. Ale przede wszystkim edukacja. W 2011 r. miałem zostać wiceministrem edukacji, ale wtedy zablokował to Jarosław Gowin. No ale posłem nie zostałem i raczej już nie zostanę. Jestem człowiekiem lewicy, skoro mnie potrzebowali, to byłem do dyspozycji. Mam misję, by przekonywać innych akademików, by nie brzydzili się polityką i pomagali, kiedy są potrzebni.
Co było zatem "potrzebnego" w aferze wokół pana?
Choćby to, że pewne grono ludzi Lewicy przemyśli sobie sprawę, że nikogo nie można stygmatyzować, bo to prowadzi do wyjęcia spod prawa, anarchii, a może nawet do linczu. A nie na tym polega sprawiedliwość, że kogoś się stygmatyzuje. Jestem profesorem, traktowałem obecność w polityce edukacyjnie.
Co chciał pan powiedzieć zatem?
Że można nie być koniunkturalistą i można mówić odważnie.
Ale należy mówić precyzyjnie.
Ja nie obwiniam siebie o brak precyzji. Po prostu zapomniałem, że ludzie nie rozróżniają słów "piętnować" i "potępiać". To był mój błąd, ale nie był to brak precyzji, tylko raczej zaniedbanie.
Chciałby pan coś przekazać dzisiaj, po tej awanturze, politykom Lewicy?
Chciałbym życzyć im odwagi. Wczoraj zachowali się lękliwie, bo powinni byli zrobić zupełnie inaczej. Tłumaczyć, że wszyscy mają prawa, nawet pedofile i mordercy. Moja rada jest taka, by być walecznym. Lewica musi być waleczna. Kandydaci Lewicy muszą być wyraziści. Muszą się wyróżniać. I tego im życzę.
Jan Hartman - filozof, bioetyk, profesor nauk humanistycznych. Wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim
Rozmawiał Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.