"Super Express" donosi, że w niedzielę 10 lipca limuzyna z prezesem PiS-u Jarosławem Kaczyńskim mknęła w stronę kościoła przy Krakowskim Przedmieściu. Polityk tego dnia wybrał się na kolejną mszę związaną z miesięcznicą katastrofy smoleńskiej.
A że czasu miał mało, z Żoliborza do kościoła seminaryjnego postanowiono pojechać umożliwiającą szybszą jazdę Wisłostradą. Jednak kierowca prezesa najwyraźniej zapomniał, że arteria przechodzi właśnie remont, wymuszający na drogowcach zarówno zmianę organizacji ruchu, jak i znaczne ograniczenie prędkości - podkreśla "SE".
Kierowca Kaczyńskiego przepisy ma za nic
Znaki wyraźnie wskazywały na to, że powinien był zwolnić. Kierowca jednak nie spuszczał nogi z gazu. Wspomniany tabloid relacjonuje, że na odcinku z ograniczeniem prędkości do 50 km/h jechał aż 40 km/h za szybko.
W tych warunkach należy zachować szczególną ostrożność. Nie wiadomo, czy na ulicę nie wyjedzie pojazd z budowy lub pracownik. Ponadto ludzie mogli się nie przyzwyczaić do zmiany organizacji ruchu, co może łatwo doprowadzić do nieszczęścia - powiedział "Super Expressowi" były rzecznik policji insp. Mariusz Sokołowski.
Mundurowy spostrzegł też, że nadmierna prędkość zmniejsza czas reakcji kierowcy i zwiększa prawdopodobieństwo nieszczęścia. Za takie łamanie przepisów kierowca limuzyny Jarosława Kaczyńskiego powinien otrzymać mandat w wysokości 800 złotych, a do tego jeszcze sześć punktów karnych.