Jak informuje "New York Post", we wtorek rozpoczęto masowe zwolnienia pracowników w Departamencie Edukacji. Jednego dnia pracę miało stracić 1315 osób. Mieli być "zbędni lub niepotrzebni do funkcjonowania departamentu". Pracownicy mieli dostać zawiadomienia, by zostali w domach. Informację portalowi potwierdził wysoki urzędnik departamentu.
600 osób zrezygnowało z pracy dobrowolnie. W lutym zwolniono 63 pracowników będących na okresie próbnym, ze stażem krótszym niż rok. Przyczyną drastycznych cięć mają być gwałtowne spadki wyników uczniów i chęć odchudzenia administracji.
Pracownicy, którzy otrzymali wypowiedzenia będą otrzymywać pełne wynagrodzenie przez 90 dni, aż do momentu formalnego zwolnienia, a także odprawę w wysokości jednego tygodnia pensji za każdy rok służby do 10 lat i dwóch tygodni pensji za każdy rok służby powyżej 10 lat - dodaje "New York Post".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Decyzję o masowych zwolnieniach w departamencie tłumaczyła sekretarz ds. edukacji Linda McMahon w wywiadzie dla Fox News. - To było polecenie prezydenta - mówiła Amerykanka. - Dzisiejsze działania były pierwszym krokiem w celu wyeliminowania biurokracji - dodała we wtorkowym wywiadzie.
McMahon twierdzi, że administracja Trumpa chce mieć pewność, iż w departamencie pracować będą odpowiedni ludzie. Tak, by środki finansowe kierowane z Kongresu nie były zmarnowane. Twierdzi również, że lepsza edukacja jest bliżej dzieci. I uczniowie będą lepiej edukowani, ponieważ będą mogli się kształcić przy udziale rodziców.
Sekretarz odniosła się też do zarzutów, jakoby Trump chciał pozbyć się edukacji i zabrać dzieciom możliwości. - Jasne, że nie odbieramy edukacji. Usuwamy biurokrację z edukacji, aby więcej pieniędzy płynęło do stanów - mówiła w Fox News.
Czytaj więcej: Co jedzą polscy żołnierze? Zupę parówkową porównano do pomyj
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.