Do zdarzenia doszło w środę, 6 grudnia o godzinie 19.50. Kobieta, jadąc ulicą Pasieka, zobaczyła olbrzymiego, przewieszonego przez płot, próbującego się uwolnić jelenia.
Jak wynika z relacji autora postu, kobieta natychmiast zadzwoniła pod nr 112, na miejscu szybko pojawiła się straż pożarna ze strażą miejską, jednak stwierdzili, że nie są w stanie uwolnić zwierzęcia i razem ze strażą miejską zgłosili to dalej na centralę.
Przeszło godzinę mama ze strażą miejską czekała na kogoś, kto uśpi, zwierzę, które z każdym ruchem nabijało się coraz bardziej na płot, wymiotując krwią, rozdarte wpół, z wnętrznościami na wierzchu - relacjonuje autor lub autorka postu na dowód pokazując makabryczne zdjęcia rannego zwierzęcia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I dodaje, że pomoc na miejsce przyjechała dopiero po ponad godzinie. Dlaczego? Autor w poście tłumaczy, że "podobno tylko z trzema osobami urząd miasta Poznania na umowę na interwencję w sprawie dzikich zwierząt".
W obliczu tak potwornych cierpień, dlaczego procedury postępowania służb nie uwzględniają natychmiastowej pomocy weterynaryjnej, np. z pobliskich klinik weterynaryjnych, których w Poznaniu jest ogrom, a część z nich działa 24h. Jak można dopuszczać do takich cierpień umierającego zwierzęcia, które w cywilizowanym dużym mieście, powinno zaznać ulgi po 15 minutach? - zastanawia się osoba pisząca post.