16 lutego media obiegła tragiczna wiadomość o śmierci Aleksieja Nawalnego, 47-letniego lidera rosyjskiej opozycji. Od lat wyrażał on jasny sprzeciw wobec korupcji, a także stał na czele wielotysięcznych demonstracji antyrządowych. Uznawano go za jednego z największych wrogów Władimira Putina.
Od stycznia 2021 roku Nawalny przebywał w areszcie. W procesie, który dobiegł końca w sierpniu 2023 r., Nawalny usłyszał wyrok 19 lat kolonii karnej. Zza krat miał wyjść w wieku 74 lat.
Na początku więziono go w kolonii karnej w Mielechowie. W grudniu 2023 r. trafił do kolonii karnej nr 3 w Charpie (Jamalsko - Niemiecki Okręg Autonomiczny na Północy Rosji). To jeden z najcięższych zakładów karnych w tym państwie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krystyna Kurczab-Redlich: Ta śmierć mnie zdruzgotała
Komunikat podała rosyjska agencja informacyjna RIA Novosti. Powołuje się w nim na informację rosyjskiej służby więziennej, która podała, że "16 lutego w kolonii poprawczej nr 3 skazany Nawalny A.A. po spacerze źle się poczuł, niemal natychmiast stracił przytomność. Od razu przybyli pracownicy medyczni zakładu i wezwano zespół ratownictwa medycznego".
Czytaj więcej: Aleksiej Nawalny nie żyje. Ujawniono szczegóły
Teraz głos w sprawie tajemniczej i nagłej śmierci Aleksieja Nawalnego zabrała dziennikarka Krystyna Kurczab-Redlich. Reportażystka nie kryła emocji. Stwierdziła, że "ta śmierć ją zdruzgotała". I dodała, że w Rosji nie pojawi się druga taka postać, jak Nawalny.
Podobny do niego był również dwukrotnie otruty radioaktywnym talem Władimir Kara-Murza. Podobnie jak Nawalny wrócił do Rosji i tak samo jak Nawalny trafił na 25 lat do kolonii karnej. Chyba możemy myśleć, że nie pojawi się ktoś taki, jak Nawalny. Nie możemy oczekiwać od Rosjan tego, by stali się samobójcami na własne życzenie. Możemy już liczyć tylko na rosyjską opozycję poza granicami Rosji. Pożegnałam już kilka osób z kręgu rosyjskiej opozycji, na czele z Anną Politkowską, więc jego śmierć odbieram bardzo osobiście i jestem nią zdruzgotana - mówi Krystyna Kurczab-Redlich w rozmowie z o2.pl.
Ocenia, że być może Władimir Putin chciał w ten sposób "uczcić" rozpoczęcie konferencji w Monachium, podczas której groził Zachodowi w 2007 r. Rosyjski prezydent mówił wtedy, że świat nie może być jednobiegunowy, czyli "amerykański tak, jak ten Zachód chciał i oczekiwał". Przypuszcza, że to jest przedwyborczy znak dla Rosjan, którym jeszcze chce się być w opozycji Putina.
A Nawalny występował przeciwko niemu z niesłychaną odwagą - opowiada dziennikarka.
Wiele go to kosztowało. Najpierw w 2020 r. próbę otrucia, a następnie długą próbę powrotu do zdrowia. Wrócił jednak do Rosji. I niemal z miejsca trafił najpierw przed oblicze sądu, a potem do więzienia.
Reporterka opowiada, że za kratami Nawalny "stał się cieniem samego siebie". Z młodego i dobrze zbudowanego mężczyzny stał się szkieletem obciągniętym skórą. Widać to zresztą na nagraniach, które trafiły do mediów.
Był nękany. Odbierano mu sen, nie gaszono mu światła, puszczano mu całymi nocami muzykę patriotyczną, aby nie mógł spać, nie dopuszczano lekarza, gdy ciężko zachorował, pozbawiono kontaktu z rodziną, otaczano specjalnie wybranymi więźniami, by go prześladowali. Kiedy nie był w karcerze, trafiał do celi z ludźmi chorymi umysłowo - zauważa Krystyna Kurczab-Redlich.
Czytaj więcej: Tak Putin chce działać na Ukrainie. Oto scenariusze
Dodaje, że Nawalny przez cały czas występował przeciwko wojnie w Ukrainie. Ci zaś, którzy zechcą wyjść na ulice w dniu wyborów, mocno się narażą. Jej zdaniem mogą trafić do aresztów i zostać skazani na więzienie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.