Sytuacja miała miejsce w sobotę, 18 stycznia w Makowie Mazowieckim. Na myjnię samochodową przy jednej ze stacji podjechała bryczka. Woźnica postanowił umyć konia z pomocą myjki ciśnieniowej. Zwierzę było wyraźnie wystraszone. Sieć obiegły zdjęcia pokazujące, jak koń stoi na tylnych kopytach i opiera się przednimi kończynami o konstrukcję myjni. Na innym ujęciu widać, jak leżał, prawdopodobnie opadając z sił.
Łukasz Litewka, poseł Lewicy, wrzucił na Facebooka komentarz sieci stacji PALIW BP Polska. Jak można przeczytać, sytuacja miała miejsce na stacji partnerskiej BP w Makowie Mazowieckim
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Chcemy dać znać, że jesteśmy głęboko oburzeni tą sytuacją. Nasz pracownik udał się do myjni, by zainterweniować. Zawiadomiliśmy też natychmiast policję. Mamy nadzieje, że służby, z którymi obecnie współpracujemy, przekazując potrzebne informacje i nagranie z monitoringu, szybko odnajdą właściciela konia. Pierwszy raz spotykamy się z taką sytuacją. Jesteśmy nią wstrząśnięci" - przekazała Magdalena Kandefer-Kańtoch, rzecznik BP Polska, cytowana przez Litewkę.
Zobacz również: Karygodne zachowanie turystów w Beskidach. Zwierzę nie przeżyło
Myli konia na myjni. Sprawę bada policja
Policjanci poinformowali, że zabezpieczyli nagranie monitoringu, po przeanalizowaniu którego ustalili woźnicę i drugiego mężczyznę, którzy przyjechali konną bryczką na myjnię. Powiatowy Lekarz Weterynarii przebadał konia. Na szczęście w wyniku tego zdarzenia zwierzę nie odniosło obrażeń.
Wiadomo, że dzień po zdarzeniu na policję zgłosił się 43-letni właściciel konia, który został szczegółowo przesłuchany. W poniedziałek (20 stycznia) do komendy zgłosił się także drugi mężczyzna, który był w bryczce. 52-latek także złożył dokładne zeznania.
"Mężczyźni po wykonaniu czynności procesowych zostali zwolnieni. Na tę chwilę nikt nie usłyszał zarzutów. Sprawdzono warunki bytowania konia oraz innych zwierząt należących do mężczyzny, który powoził bryczką. Warunki i dobrostan zwierząt nie budziły żadnych zastrzeżeń. Wstępnie ustalono także, że w trakcie mycia nie stosowano detergentów, które mogłyby zaszkodzić zwierzęciu. Trwają kolejne czynności procesowe, które zdecydują o prawno-karnej ocenie zdarzenia i ewentualnej odpowiedzialności za nie" - poinformowała podkom. Monika Winnik z KPP w Makowie Mazowieckim.
Zobacz również: Napisał to pod nagraniem. Kanał Stop Cham: "Wmurowało nas"