Czeczeni Ramzana Kadyrowa są już w Biełgorodzie i mają zabezpieczyć granicę ukraińsko-rosyjską przed atakami Legionu Wolność Rosji.
Rajdy zbuntowanych przeciw Kremlowi żołnierzy sprawiły, że Rosjanie na własnej skórze odczuli los, jaki przed ponad rokiem zgotowali Ukraińcom.
"Obserwuję sytuację w obwodzie biełgorodzkim, martwię się" - pisał niedawno na Telegramie przywódca Czeczenii. "Naczelny Dowódca oczywiście wie lepiej. Ale przypominam, że z terrorystami, którzy napadli na obwód biełgorodzki, mogły sobie poradzić siły jednostek czeczeńskich" - podkreślił i dopiął swego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czeczeni pojawili się w Biełgorodzie i ich obecność ma się okazać zbawienna dla zwolenników Putina którzy w strachu obserwowali rajdy ukraińskich sprzymierzeńców i kolejne porażki wojsk rosyjskich w potyczkach z nimi. Ramzan Kadyrow zabrał ze sobą kilkuset bojowników.
Łącznie dysponuje siłami liczącymi 70 tysięcy ludzi i chwali się w social mediach, że może pomóc w walce z "terrorystami". Dlaczego?
Bo w takich potyczkach potrzeba "nie tylko doświadczenia wojskowego, ale także antyterrorystycznego". A to jego żołdacy mieli nabyć w Czeczenii, Doniecku, Mariupolu czy na przedmieściach Kijowa.
Póki co kadyrowcy jeszcze nie spotkali się oko w oko z członkami Legionu Wolność Rosji, a ich zapowiedzi zweryfikuje pole walki. W Ukrainie ponieśli ciężkie straty i przez pewien czas musieli lizać rany po odwrocie spod Kijowa.
Teraz odgrażają się swoim wrogom, ale nie wiadomo, czy to nie kolejna pokazówka Czeczenów, których prześmiewczo nazywa się "tiktokową armią".
Ramzan Kadyrow twierdzi, że doskonale wyszkolony batalion "Zachód-Achmat" bez problemu poradzi sobie z przeciwnikiem. Cel misji opisał w swoich mediach społecznościowych jako "przeciwdziałanie atakom dywersyjnym ukronazistowskich formacji zbrojnych na terenach przygranicznych".
Na razie mieszkańcy Biełgorodu narzekają na kradzieże, których mieli dokonać po przybyciu ludzie Ramzana Kadyrowa.