W sobotę w serwisie Telegram pojawiło się nagranie, w którym Kadyrow zasugerował swoje odejście. Oznajmił, że "zasiedział się" na swoim stanowisku i "zasłużył na wakacje". Przypomniał także, że jest jednym z najdłużej urzędujących przywódców wśród regionów wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej.
Fakt, że Kadyrow długo kieruje kaukaską republiką. W latach 2006-2007 był premierem kraju, od 2007 do 2011 - prezydentem, a od 2011 r. jest szefem Republiki Czeczenii. Zasłynął jako władca brutalny i nieprzewidywalny, a jego armia stała się synonimem grozy.
Kadyrow wielokrotnie prezentował wojownicze nastroje także podczas trwającej wojny w Ukrainie. Wysłał do naszego wschodniego sąsiada swoich żołnierzy, nie mieli tam jednak szczególnych osiągnięć bojowych. Kadyrow zaś wielokrotnie zapowiadał buńczucznie, że Rosjanie będą chcieli iść dalej. Groził m.in. także Polsce.
Cel: przypomnieć o sobie Putinowi
Teraz zaś stwierdził dość nieoczekiwanie, że czas na jego rozbrat z władzą i polityką. Czy zapowiedzi te należy traktować poważnie? Zdaniem analityczki PISM Agnieszki Leguckiej - nie. W rozmowie z o2.pl Legucka przekonuje, że to raczej próba zwrócenia na siebie uwagi przez czeczeńskiego watażkę.
W moim przekonaniu, Kadyrow w ten sposób próbuje zwrócić uwagę Moskwy. On kilkakrotnie wykonywał takie ruchy i wypuszczał podobne zapowiedzi w przeszłości. A w tym przypadku rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow już powiedział, że Kadyrow zostanie gdzie jest. Z prostej przyczyny: zabezpiecza wrażliwy odcinek na Kaukazie Północnym. Zresztą jego odejście byłoby niebezpieczne dla samej Czeczenii i powiązań klanowych. On poobsadzał bardzo wiele stanowisk w państwie ludźmi ze swojego klanu i gdyby faktycznie odszedł, to cała ta układanka by się posypała, a w kraju zapanowałby chaos - mówi analityczka.
Zastąpienie "generała Denaturowa"?
Przekonuje również, że choć Czeczeni są przez putinowski reżim traktowani jako wykonawcy brudnej roboty, to sam Putin nigdy nie traktował Kadyrowa jako lojalnego podwładnego. Szef Republiki Czeczenii pokazywał zresztą, że potrafi się postawić. Może nie samemu Putinowi, ale np. obecnemu premierowi Rosji Michaiłowi Miszustinowi czy Dmitrijowi Miedwiediewowi. Są co prawda, jak dodaje Legucka, spekulacje portalu Meduza, że Kadyrow może stanąć na czele RosGwardii w miejsce Wiktora Zołotowa, ale nie daje im wiary.
To by świadczyło, że Putin stracił intuicję w doborze osób z najbliższego otoczenia, bo Kadyrow nie jest wobec niego lojalny w 100 proc. To wasal z odległego zakątka kraju i sojusznik, ale nie ktoś, kto mógłby wejść do wewnętrznego kręgu władz Kremla. Nie byłby też, jako szef RosGwardii, gwarantem bezpieczeństwa państwowego, a również osobistego, bo RosGwardia to siły oddane Putinowi, odpowiedzialne za utrzymanie ładu wewnętrznego w kraju - komentuje dla o2.pl Agnieszka Legucka.
Trudno się zresztą dziwić, bo Zołotow, dawny ochroniarz i partner Putina w judo, to jeden z jego najbliższych współpracowników. Od początku wojny trwa przy Putinie, a gdy - jeśli wierzyć mediom rosyjskim - spadła pozycja ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa Sztabu Generalnego Walerija Gierasimowa, to właśnie Zołotow wyrósł na jego najbliższego doradcę wojskowego. I choć jest obiektem kpin, a w dziesiątkach niewybrednych memów, które pojawiają się w internecie, bywa nazywany "generałem Denaturowem", to Wiktor Zołotow trwa u boku rosyjskiego prezydenta.
Niechęć do Czeczenów
Jak twierdzi Agnieszka Legucka, Kadyrow nie poszedłby na dno razem z Putinem, to nie ten typ osobowości. Raczej zadbałby o swoje bezpieczeństwo. Wobec Czeczenów jest zresztą duża nieufność w rosyjskich służbach bezpieczeństwa. Czeczeńcy bardzo negatywnie "wyróżnili się" w tzw. obozach filtracyjnych, gdzie są ludźmi od najbrudniejszej roboty: przesłuchań, tortur, wydobywania zeznań. To oni "łamią" ludzi w niewoli.
Na koniec Legucka zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. Są mianowicie analizy mówiące, że wojna w Ukrainie może być czynnikiem, który doprowadzi do upadku putinowskiej Rosji. A Kadyrow między wersami ostrzega, że gdyby zrobiło się bardziej niespokojnie, to w "jego" Czeczenii też może zacząć się coś złego dziać.
Dlatego tę wypowiedź oceniam, jak mówiłam, jako próbę zwrócenia uwagi na siebie. Kadyrow liczy na coś ze strony Putina: dodatkowe stanowisko, przeznaczenie większych nakładów finansowych na Czeczenię. To sygnał, że o jego kraju też trzeba pamiętać i "dosypać" pieniędzy - konkluduje analityczka.
Zbrodnie Ramzana Kadyrowa
Dwa lata temu, w maju 2020 r., Ramzan Kadyrow został mianowany generałem-majorem rosyjskiej armii. W lipcu Putin odznaczył go Orderem Aleksandra Newskiego - jednym z najwyższych rosyjskich odznaczeń państwowych. Trudno także oczekiwać, by na czeczeńskim satrapie zrobiło wrażenie oskarżenie go o zbrodnie wojenne przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy.
Według ukraińskiego kontrwywiadu Kadyrow miał planować i kierować niektórymi operacjami czeczeńskich wojsk w Ukrainie. Chodzi m.in. o zajęcie szpitala w Borodiance i przetrzymywanie osób cywilnych z Hostomela jako zakładników. Nie są to zresztą jedyne działania Kadyrowa, za które mógłby stanąć przed sądem. W krwawy sposób rozprawiał się on z jakimikolwiek formami oporu w Czeczenii, a jego służby bezpieczeństwa nie wahały się porywać, torturować i mordować politycznych oponentów.
Tak było m.in. z Salmanem Tepsurkajewem. Czeczeński twórca jednego z dokumentujących działania władz kanału 1ADAT w serwisie Telegram został w 2020 r. porwany z Kraju Krasnodarskiego przez czeczeńskich "siłowików", zmuszony do zadawania tortur samemu sobie przed kamerą i zamordowany wybuchem granatu. To jedna z wielu zbrodni obciążających czeczeńskiego dyktatora.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.