We wtorek tuż po północy w Studzienicach (woj. śląskie) rozbił się helikopter. Na pokładzie były cztery osoby. 80-letni milioner Karol Kania oraz 54-letni pilot zginęli, a dwie osoby zostały ranne. Okoliczności tragedii bada prokuratura oraz Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy dobrze znali śląskiego biznesmena, są wstrząśnięci jego śmiercią. Był on przez nich bardzo szanowany.
To dobry i uczynny człowiek, dobry pracodawca. Był prawdziwym biznesmenem, ale się nie wywyższał, nie obnosił się ze swoim majątkiem. Jakby to powiedzieć, woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Mało jest takich osób. To wstrząsająca tragedia - powiedziała w rozmowie z "Faktem" pani Aleksandra, mieszkanka Studzienic.
To był bardzo znany i szanowany człowiek - mówią cytowani przez "Fakt" pracownicy Urzędu Miasta w Pszczynie i przyznają, że mogli liczyć na wsparcie przedsiębiorcy.
To już kolejna tragedia w rodzinie Kaniów
Niektórzy twierdzą, że nad rodziną Kaniów ciąży fatum. W czerwcu 2017 r. zmarł bowiem syn Karola, 49-letni Wojciech Kania. Podczas jazdy rowerem doznał udaru.
Straszne fatum nad tą rodziną. Rodzina taka cudowna, a tu tragedia za tragedią - powiedziała "Faktowi" jedna ze znajomych rodziny.
Karol Kania był założycielem i właścicielem jednego z największych w Europie przedsiębiorstw produkujących podłoża pod uprawę pieczarek. W 2016 r. zajął 63 miejsce w rankingu najbogatszych Polaków magazynu "Forbes" z majątkiem w wysokości 490 mln zł.
Zobacz także: Wybuch silnika samolotu. Pasażerowie modlili się o ratunek
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.