O tym, że wyrzucanie resztek jedzenia z naszych talerzy nie służy dziko żyjącym zwierzętom wciąż zdaje się nie wiedzieć wielu mieszkańców blokowisk.
Nagminnie wyrzucane z balkonu resztki makaronu, suchy chleb dla ptaków czy kości zostawiane pod śmietnikiem to rzeczywistość na którą narzeka wielu mieszkańców osiedli.
Ciągle słychać opowieści o sąsiadce dokarmiającej resztkami z lodówki koty pod blokiem, czy panu karmiącym na skwerze gołębie. Takie historie zdarzają się niemalże wszędzie i są częstym powodem sąsiedzkich kłótni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko dlatego, że jedzenie łatwo rozkłada się szczególnie latem ściągając na okolicę fetor, muchy oraz szczury, a poza tym wcale nie jest skuteczną formą dokarmiania bezdomniaków.
O tym by tego nie robić, w nieco przewrotny sposób postanowiła przypomnieć jedna z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych zamieszczając na jednej z klatek ogłoszenie następującej treści:
WSM Rakowiec prosi o niedokarmianie gołębi i niewyrzucanie resztek jedzenia. Wyrzucając resztki jedzenia, przyczyniasz się do wzrostu populacji szczurów - czytamy w ogłoszeniu.
Ogłoszenie robi furorę w internecie. Na swoim profilu zamieścili je administratorzy grupy "Miejska partyzantka ogrodnicza". Po komentarzach, które znalazły się pod postem można wnioskować, że to proceder, który ma miejsce nie tylko na osiedlach.
Dziś obserwowałam na Chmielnej młodą panią rzucającą tłuste frytki gołębiom. Chodnik zatłuszczony, więc pewnie wiele osób tak robi - komentuje jedna z osób.
"Od kiedy mam psa, to dopiero widzę skalę tego zjawiska. Ludzie sądzą, że chyba jakieś tygrysy biegają po osiedlach, że takie wielkie gnaty wyrzucają no oczywiście są i mniejsze, i spleśniały chlebek, i głowy ryb, i stary kotlecik, i obierki z ziemniaków, wszystko pyszka! " - dodaje kolejna internautka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.