Katarzyna K. zmarła pod koniec sierpnia w wieku 27 lat. Kobieta przeszła cesarskie cięcie 31 lipca w Regionalnym Szpitalu w Kołobrzegu. Trafiła tam w związku z wystąpieniem krwawienia. Katarzyna miała razem z partnerem wrócić do Szwecji, gdzie żyli na co dzień. To tam miał odbyć się poród, jednak krótko przed powrotem trafiła do kołobrzeskiej placówki.
Niestety, 27-latka krótko po urodzeniu synka zdążyła tylko powiedzieć kilka słów i zrobić sobie zdjęcie z dzieckiem. Dobę po porodzie kobieta trafiła na OIOM w stanie krytycznym. Po czterech tygodniach zmarła. Sprawę śmierci kobiety wyjaśnia prokuratura.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pacjentki ze szpitala w Kołobrzegu zabrały głos
"Interwencja" Polsatu dotarła do innych pacjentek ze szpitala w Kołobrzegu. Ich przeżycia, w związku z pobytem w lecznicy, są traumatyczne. Jedną z nich jest pani Wioletta, która przez 12 dni walczyła o swoje życie. Podczas porodu, który odbył się 4 dni po terminie, doszło do komplikacji. Kobieta przeszła trzy operacje.
Pamiętam wszystko do momentu, jak urodziłam, jak przyszedł doktor Ś. i doktor P. Powiedzieli, że muszą użyć kleszczy. Po porodzie. Przyszła dr P. i powiedziała, że wycieli mi macicę, że było zagrożenie życia. Wprowadzili mnie w śpiączkę, bo dostałam krwotoku. Wybudziłam się po 12 dniach na OIOM-ie - opowiada w rozmowie z "Interwencją".
Kobieta uważa, że w wyniku porodu kleszczowego doznała krwotoku. - Macica się nie obkurczała, przez to ją wycieli - uważa pani Wioletta. - Największe pretensje mam o to, że już nie będę mogła mieć dzieci - mówi. Jej sprawą zajmuje się prokuratura.
Czytaj także: Niezwykłe narodziny. Dziecko nosiły dwie matki
Odesłała pacjentkę do domu
Równie trudne chwile miała przejść pani Natalia. Kobieta opowiedziała w rozmowie z "Interwencją", jak wyglądał jej pobyt w kołobrzeskiej placówce.
Udałam się do szpitala, jak mi mój lekarz prowadzący kazał. Przyjął mnie, ale powiedział, że mój termin porodu nie jest na ten termin, co przyszłam, ponieważ mój lekarz prowadzący się pomylił. Wróciłam do domu. Zadzwoniłam do mojego lekarza prowadzącego, a on kazał mi natychmiast wracać do szpitala. To ten sam lekarz, który nie chciał mnie przyjąć, stwierdziła, że to jest brak wód płodowych i mam dwie godziny na urodzenie. Sytuacja groziła uduszeniem się dziecka - powiedziała.
Kobieta urodziła córeczkę. U dziewczynki stwierdzono koślawość stawu biodrowego. Pani Natalia uważa, że powstała ona w wyniku braku wód płodowych. - Nie wiem tylko, czy ja teraz cokolwiek komukolwiek udowodnię. To jest najgorszy szpital do porodów. Najgorsza opieka - podsumowuje swoją historię.
"Interwencja" opisuje także historię pani Moniki, która kilka dni po porodzie zaczęła się źle czuć. Okazało się, że w jej ciele nadal znajdowały się fragmenty łożyska. Kobieta przeszłą łyżeczkowanie. Podobnie było w przypadku pani Patrycji, która podczas prywatnej kontroli u lekarza dowiedziała się, że łożysko zostało w macicy.
Skargi na szpital
Jak informuje reporter "Interwencji", od 2016 roku na kołobrzeski szpital wpłynęło 149 skarg. - Dla nas to nie są fakty. Ja mam w postaci faktów skargi, które zostały wyjaśnione - mówi rzeczniczka kołobrzeskiej placówki Patrycja Głomska.
Pytana o powyższe historie stwierdza, że "każda jedna sprawa jest rozpatrywana" poprzez przeprowadzenie wewnętrznego postępowania. - Są to rozmowy z personelem. Następnie jest przegląd dokumentacji medycznej. Wciąż dbamy o standardy. Chcemy podnosić ich jakość w oparciu o skargi, które do nas spływają i dają nam możliwość poprawy - mówi przedstawicielka placówki.
Czytaj również: Nie mogą zajść w ciążę. Proboszcz spod Wrześni ruszył na pomoc