W sobotę (2 grudnia) rano policja zatrzymała Maksymiliana F. który ok. 10 godzin wcześniej przy ul. Sudeckiej we Wrocławiu postrzelił dwóch przewożących go na komisariat policjantów.
Policja, opisując dramatyczne wydarzenia, dość enigmatycznie informuje o ''skrajnie niebezpiecznym zdarzeniu z udziałem dwóch funkcjonariuszy i transportowanej pojazdem osoby, która była poszukiwana listem gończym''.
Nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się w policyjnym samochodzie. Szczegóły próbował ustalić ''Onet'', tworząc rekonstrukcję zdarzeń. Reporter ''Faktu'' przejechał natomiast trasą, którą feralnego dnia pokonał z funkcjonariuszami Maksymilian F.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na początku nic nie zwiastowało problemów. O godz. 18.40 policjanci z komisariatu Wrocław-Fabryczna zjawili się w niewielkim Kiełczowie pod Wrocławiem. To właśnie tu, przy ul. Wrocławskiej, mieszkał Maksymilian F. Mężczyzna był poszukiwany do odbycia kary sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Zatrzymanie przebiegło spokojnie i ok. godz. 19 Maksymilian F. wsiadł z policjantami do samochodu.
Oceniający sytuację eksperci uważają, że podczas zatrzymania mężczyzny popełniono błąd. Policjanci prawdopodobnie nie przeszukali Maksymiliana F.
Funkcjonariusze przewieźli 44-latka na komisariat Wrocław-Fabryczna przy ul. Połbina. Podczas trasy liczącej ok. 20 km nic złego się nie wydarzyło. Okazało się jednak, że zatrzymany mężczyzna, ze względu na remont izby zatrzymań, znów musi zostać przewieziony w inne miejsce. Zdecydowano, że będzie to komisariat przy ul. Ślężnej. Tam Maksymilian F. miał spędzić noc w jednej z cel pomieszczenia dla osób zatrzymanych.
Trasa nie była długa. Raptem ok. 10 km. Tym razem do transportu oddelegowano dwóch kolejnych funkcjonariuszy.
Strzały padły 800 m od miejsca docelowego
Dramat rozegrał się niespełna kilometr od miejsca docelowego. Po godz. 22 młody mężczyzna przejeżdżający ul. Sudecką zauważył brązowego hyundaia stojącego na środku drogi. Gdy zajrzał do środka, dostrzegł dwóch mężczyzn. Jednemu z nich krew wylewała się z oka. Mężczyzna powiadomił służby. Zaczęło się ratowanie życia policjantów.
Do tej pory nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się między 22.30 a 22.40. Z nieoficjalnych ustaleń mediów wynika, że F. w pewnym momencie wyciągnął zza paska ukrytą tam broń i oddał strzały w głowy siedzących przed nim policjantów. Potem uciekł.
Maksymilian F. miał do odsiedzenia półroczny wyrok za oszustwo. Teraz grozi mu dożywocie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.