Ostatnie dni w polskiej polityce zdecydowanie są zdominowane przez tak zwaną "aferę wiatrakową". Chodzi o zapis w zaproponowanej ustawie, która w pierwszej kolejności dotyczyć ma zamrożenia cen energii na 2024 r. Koalicja opozycyjna dodała tam jednak zapis związany z farmami wiatrowymi, argumentując, że ma to być jeden z kroków w kierunku wyeliminowania konieczności mrożenia cen w przyszłości.
Kością niezgody jest znaczne zmniejszenie limitu odległości od zabudowań, a także kwestia ewentualnego wywłaszczania. Posłowie opozycji zapowiedzieli już, że korekty do tej ustawy, szczególnie w kontekście właśnie wywłaszczenia, zostaną wprowadzone. Głową może za to zapłacić Paulina Hennig-Kloska, która w rządzie Donalda Tuska miała zostać mianowana jako minister klimatu i środowiska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po zaostrzeniu przepisów w 2016 r. przez rząd Prawa i Sprawiedliwości w Polsce obowiązuje reguła 10H. Oznacza to, że wiatraki mogą stać w odległości 10-krotności ich wysokości, co najczęściej oznacza nawet 700 m. To jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów w UE.
PiS przekonuje, że znaczne zmniejszenie limitu ma być na rękę lobbystom i niemieckim koncernom, które miałyby na tym skorzystać. Okazuje się jednak, że nowy limit 300 m (który być może zostanie i tak zwiększony do 500 m) może być na rękę niektórym osobom.
Czytaj również: Pawłowicz protestuje. Co ją tak rozsierdziło?
Kołodziejczak zabiera głos. Zmiana prawa storpedowała plany budowy domu
Głos w całej sprawie zabrał Michał Kołodziejczak, założyciel Agrounii i poseł z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Opowiedział on "Faktowi" o swoim doświadczeniu. Z jego słów wynika, że zmiana prawa w 2016 r. całkowicie storpedowała jego plany na budowę domu - działka bowiem nagle znalazła się za blisko farmy wiatrowej.
Była taka sytuacja, kiedy PiS zmieniło te przepisy, wprowadzając ustawę, która zabraniała budowy domów w pobliżu wiatraków i to objęło wszystkie działki, które akurat posiadam ja czy moja rodzina. I było niemożliwe, aby zbudować dom i dziś niektórzy wypominają mi, że w oświadczeniu majątkowym zapisałem, że nie mam swojego domu - mówił dla "Faktu" Kołodziejczak.
Równocześnie poseł ostrzega swoich koalicjantów, że projekt w obecnej formie nie może zostać przyjęty. Nie ma wątpliwości, że znaleziony zostanie rozsądny kompromis, oparty być może o wcześniejsze konsultacje społeczne.
Jeżeli teraz byśmy poszli w drugą stronę i pozwolili budować wiatraki, gdzie się tylko da, to będzie też duża krzywda społeczna. I takie przepisy, które budzą duże wątpliwości, nie powinny się pojawiać. Nasza koleżanka Hennig-Kloska musi to naprawić. Zapisy tej ustawy powinny się opierać, według mnie o konsultacje społeczne, które powinny być robione przy budowie wiatraków, bo one faktycznie zmieniają i postrzeganie, i pewną wartość terenu - przyznał Kołodziejczak.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.